Reklama

Anarchiści w Domu Zarazy

Czerwiec kończy się Festiwalem ?Odzyskujemy miasto?. Festiwal trwa tydzień, a imprezy organizowane w jego ramach planowane są w różnych miejscach Gdańska. Zaczęło się na Długim Targu, później festiwalowe działania przeniosły się na Dolne Miasto. Ale miejscem większości działań jest Oliwa.

Anarchisci_Dom_Zarazy

.
Nasza idea była prosta: Dzieje się źle. Dzięki wydarzeniom naszego festiwalu, ulice, które dotąd były w coraz mniejszym stopniu nasze, znów staną się nasze. My tu jesteśmy suwerenem i nie potrzebujemy żadnych zezwoleń –  mówi Oskar, jeden z organizatorów festiwalu. Naciskany przez dziennikarza tłumaczy, że ?my? chcemy odzyskać miasto, bo utraciliśmy je na rzecz ?onych?, czyli przedstawicieli władz, które wyalienowały się i z ?nami? nie mają wiele wspólnego. Wyjaśnia, że organizatorzy festiwalu są anarchistami. Nie wybierali władz, a nawet wcale nie brali udziału w wyborach, bo idea demokracji przedstawicielskiej jest im obca. Są zwolennikami demokracji bezpośredniej. A sam festiwal jest właśnie aktem takiej demokracji. Grupa ludzi uznała, że dzieje się źle i że właśnie takimi działaniami ten zły stan zmienią…

Anarchiści to dla obserwatorów z zewnątrz ludzie działający spontanicznie i walczący ze wszystkim, co jest przejawem jakiejkolwiek struktury, organizacji społeczeństwa. Okazuje się jednak, że taki ich ogląd nie jest do końca prawdziwy. Anarchiści są zorganizowani w kilkunastoosobowe ?kolektywy? spotykające się co tydzień i podejmujące decyzje co do dalszych swoich działań. W Domu Zarazy zorganizowano panel dyskusyjny takich grup. Przyjechali przedstawiciele kolektywów z Lublina, Poznania oraz kolektywu, który już zdążył się rozpaść  z Torunia.

Zasadą działania kolektywów jest ?robienie swojego? bez oglądania się na przepisy. Jeśli np. kolektyw potrzebuje lokalu, to go zajmuje i stawia władze przed faktem dokonanym. Czasem, jak stało się to w Poznaniu,  jest to typowy squating, czyli zajęcie i użytkowanie pustostanu bez żadnych podstaw prawnych, czasem, jak w Lublinie, jest to jakaś forma pośrednia pomiędzy samowolą a legalnością. Tam grupa zajęła swą siedzibę bez akceptacji władz miasta, ale ?legalizuje? swą obecność płacąc miastu czynsz. Władze miasta z jednej strony chętnie pozbyłyby się niechcianego lokatora, z drugiej jednak nie są zdeterminowane do jakichś bardziej stanowczych posunięć, bo widzą wiele cennych działań kolektywu i uważają, że istnienie takiej grupy dobrze służy lokalnej kulturze. ***

– Procedury demokracji bezpośredniej mogą być bardzo użyteczne przy planowaniu działań kulturalnych, gdzie współpraca kilkunastu osób wystarczy, by zrobić coś cennego, jednak nie wyobrażam sobie sprawnego funkcjonowania kolektywów kilkudziesięcio-, czy nawet kilkusetosobowych. Czyli na przykład trudne by były tak ważne dla społeczeństwa sprawy, jak choćby prowadzenie w ten sposób szpitala ? dzielę się swoimi wątpliwościami z Oskarem.

My nie poprowadzimy szpitala, bo nie mamy niezbędnych kwalifikacji ? odpowiada.  Jednak, gdyby kolektyw powstał w szpitalu, to byłby kompetentny do jego prowadzenia. Dowodzą tego wydarzenia ostatnich dni w Grecji, gdzie rozpadły się struktury, w ramach których szpitale działały, a one, prowadzone przez personel medyczny, istnieją i pracują nadal.
—-
Takie wywody nie do końca przekonują. Łatwo pokazać postronnym obserwatorom, że procedury demokracji bezpośredniej wychowują ludzi aktywnych, że w ten sposób mogą być realizowane cenne inicjatywy społeczne. Jednak jak wykorzystać ten społeczny potencjał, by uniknąć braku koordynacji?
Na Dolnym Mieście, nie pytając nikogo o zgodę grupa anarchistów posadziła drzewa. Być może to działanie wyrwie mieszkańców dzielnicy z marazmu. A być może inny kolektyw drzewa powyrywa, bo dojdzie do wniosku, że w tym miejscu bardziej potrzebne jest boisko sportowe…

Niewątpliwą prawdą jest że naszymi miastami nie rządzi ogół ich mieszkańców, tylko elity, których działania nie wszystkim nam służą. Czy jednak z tego wynika, że miasta nie są nasze? Złe elity zawsze można wymienić na lepsze. Kompletny brak elit, to rezygnacja z trudnych, a potrzebnych społeczności decyzji. Czy jakikolwiek kolektyw zgodziłby się choćby na zorganizowanie na terenie, którym zarządza miejskiego wysypiska śmieci?

Struktury ułatwiają nam życie. Anarchiści mają wielki kapitał społecznej aktywności. Myślę, że największym wyzwaniem dla społeczeństwa jest zagospodarowanie tego kapitału, bez niszczenia użytecznych struktur. Miasto jest nasze, ale powinno być w nim miejsce dla inicjatyw tych, którzy uważają, że jest ono nasze w zbyt małym stopniu.

Michał Wodziński – Stowarzyszenie „Stara Oliwa”

Czerwiec kończy się Festiwalem ?Odzyskujemy miasto?. Festiwal trwa tydzień, a imprezy organizowane w jego ramach planowane są w różnych miejscach Gdańska. Zaczęło się na Długim Targu, później festiwalowe działania przeniosły się na Dolne Miasto. Ale miejscem większości działań jest Oliwa.

Anarchisci_Dom_Zarazy

.
- Nasza idea była prosta: Dzieje się źle. Dzięki wydarzeniom naszego festiwalu, ulice, które dotąd były w coraz mniejszym stopniu nasze, znów staną się nasze. My tu jesteśmy suwerenem i nie potrzebujemy żadnych zezwoleń -  mówi Oskar, jeden z organizatorów festiwalu. Naciskany przez dziennikarza tłumaczy, że ?my? chcemy odzyskać miasto, bo utraciliśmy je na rzecz ?onych?, czyli przedstawicieli władz, które wyalienowały się i z ?nami? nie mają wiele wspólnego. Wyjaśnia, że organizatorzy festiwalu są anarchistami. Nie wybierali władz, a nawet wcale nie brali udziału w wyborach, bo idea demokracji przedstawicielskiej jest im obca. Są zwolennikami demokracji bezpośredniej. A sam festiwal jest właśnie aktem takiej demokracji. Grupa ludzi uznała, że dzieje się źle i że właśnie takimi działaniami ten zły stan zmienią...

Anarchiści to dla obserwatorów z zewnątrz ludzie działający spontanicznie i walczący ze wszystkim, co jest przejawem jakiejkolwiek struktury, organizacji społeczeństwa. Okazuje się jednak, że taki ich ogląd nie jest do końca prawdziwy. Anarchiści są zorganizowani w kilkunastoosobowe ?kolektywy? spotykające się co tydzień i podejmujące decyzje co do dalszych swoich działań. W Domu Zarazy zorganizowano panel dyskusyjny takich grup. Przyjechali przedstawiciele kolektywów z Lublina, Poznania oraz kolektywu, który już zdążył się rozpaść  z Torunia.

Zasadą działania kolektywów jest ?robienie swojego? bez oglądania się na przepisy. Jeśli np. kolektyw potrzebuje lokalu, to go zajmuje i stawia władze przed faktem dokonanym. Czasem, jak stało się to w Poznaniu,  jest to typowy squating, czyli zajęcie i użytkowanie pustostanu bez żadnych podstaw prawnych, czasem, jak w Lublinie, jest to jakaś forma pośrednia pomiędzy samowolą a legalnością. Tam grupa zajęła swą siedzibę bez akceptacji władz miasta, ale ?legalizuje? swą obecność płacąc miastu czynsz. Władze miasta z jednej strony chętnie pozbyłyby się niechcianego lokatora, z drugiej jednak nie są zdeterminowane do jakichś bardziej stanowczych posunięć, bo widzą wiele cennych działań kolektywu i uważają, że istnienie takiej grupy dobrze służy lokalnej kulturze. ***

- Procedury demokracji bezpośredniej mogą być bardzo użyteczne przy planowaniu działań kulturalnych, gdzie współpraca kilkunastu osób wystarczy, by zrobić coś cennego, jednak nie wyobrażam sobie sprawnego funkcjonowania kolektywów kilkudziesięcio-, czy nawet kilkusetosobowych. Czyli na przykład trudne by były tak ważne dla społeczeństwa sprawy, jak choćby prowadzenie w ten sposób szpitala ? dzielę się swoimi wątpliwościami z Oskarem.

- My nie poprowadzimy szpitala, bo nie mamy niezbędnych kwalifikacji ? odpowiada.  Jednak, gdyby kolektyw powstał w szpitalu, to byłby kompetentny do jego prowadzenia. Dowodzą tego wydarzenia ostatnich dni w Grecji, gdzie rozpadły się struktury, w ramach których szpitale działały, a one, prowadzone przez personel medyczny, istnieją i pracują nadal.
----
Takie wywody nie do końca przekonują. Łatwo pokazać postronnym obserwatorom, że procedury demokracji bezpośredniej wychowują ludzi aktywnych, że w ten sposób mogą być realizowane cenne inicjatywy społeczne. Jednak jak wykorzystać ten społeczny potencjał, by uniknąć braku koordynacji?
Na Dolnym Mieście, nie pytając nikogo o zgodę grupa anarchistów posadziła drzewa. Być może to działanie wyrwie mieszkańców dzielnicy z marazmu. A być może inny kolektyw drzewa powyrywa, bo dojdzie do wniosku, że w tym miejscu bardziej potrzebne jest boisko sportowe...

Niewątpliwą prawdą jest że naszymi miastami nie rządzi ogół ich mieszkańców, tylko elity, których działania nie wszystkim nam służą. Czy jednak z tego wynika, że miasta nie są nasze? Złe elity zawsze można wymienić na lepsze. Kompletny brak elit, to rezygnacja z trudnych, a potrzebnych społeczności decyzji. Czy jakikolwiek kolektyw zgodziłby się choćby na zorganizowanie na terenie, którym zarządza miejskiego wysypiska śmieci?

Struktury ułatwiają nam życie. Anarchiści mają wielki kapitał społecznej aktywności. Myślę, że największym wyzwaniem dla społeczeństwa jest zagospodarowanie tego kapitału, bez niszczenia użytecznych struktur. Miasto jest nasze, ale powinno być w nim miejsce dla inicjatyw tych, którzy uważają, że jest ono nasze w zbyt małym stopniu.

Michał Wodziński - Stowarzyszenie "Stara Oliwa"

|

Czerwiec kończy się Festiwalem ?Odzyskujemy miasto?. Festiwal trwa tydzień, a imprezy organizowane w jego ramach planowane są w różnych miejscach Gdańska. Zaczęło się na Długim Targu, później festiwalowe działania przeniosły się na Dolne Miasto. Ale miejscem większości działań jest Oliwa.

Anarchisci_Dom_Zarazy

.
- Nasza idea była prosta: Dzieje się źle. Dzięki wydarzeniom naszego festiwalu, ulice, które dotąd były w coraz mniejszym stopniu nasze, znów staną się nasze. My tu jesteśmy suwerenem i nie potrzebujemy żadnych zezwoleń -  mówi Oskar, jeden z organizatorów festiwalu. Naciskany przez dziennikarza tłumaczy, że ?my? chcemy odzyskać miasto, bo utraciliśmy je na rzecz ?onych?, czyli przedstawicieli władz, które wyalienowały się i z ?nami? nie mają wiele wspólnego. Wyjaśnia, że organizatorzy festiwalu są anarchistami. Nie wybierali władz, a nawet wcale nie brali udziału w wyborach, bo idea demokracji przedstawicielskiej jest im obca. Są zwolennikami demokracji bezpośredniej. A sam festiwal jest właśnie aktem takiej demokracji. Grupa ludzi uznała, że dzieje się źle i że właśnie takimi działaniami ten zły stan zmienią...

Anarchiści to dla obserwatorów z zewnątrz ludzie działający spontanicznie i walczący ze wszystkim, co jest przejawem jakiejkolwiek struktury, organizacji społeczeństwa. Okazuje się jednak, że taki ich ogląd nie jest do końca prawdziwy. Anarchiści są zorganizowani w kilkunastoosobowe ?kolektywy? spotykające się co tydzień i podejmujące decyzje co do dalszych swoich działań. W Domu Zarazy zorganizowano panel dyskusyjny takich grup. Przyjechali przedstawiciele kolektywów z Lublina, Poznania oraz kolektywu, który już zdążył się rozpaść  z Torunia.

Zasadą działania kolektywów jest ?robienie swojego? bez oglądania się na przepisy. Jeśli np. kolektyw potrzebuje lokalu, to go zajmuje i stawia władze przed faktem dokonanym. Czasem, jak stało się to w Poznaniu,  jest to typowy squating, czyli zajęcie i użytkowanie pustostanu bez żadnych podstaw prawnych, czasem, jak w Lublinie, jest to jakaś forma pośrednia pomiędzy samowolą a legalnością. Tam grupa zajęła swą siedzibę bez akceptacji władz miasta, ale ?legalizuje? swą obecność płacąc miastu czynsz. Władze miasta z jednej strony chętnie pozbyłyby się niechcianego lokatora, z drugiej jednak nie są zdeterminowane do jakichś bardziej stanowczych posunięć, bo widzą wiele cennych działań kolektywu i uważają, że istnienie takiej grupy dobrze służy lokalnej kulturze. ***

- Procedury demokracji bezpośredniej mogą być bardzo użyteczne przy planowaniu działań kulturalnych, gdzie współpraca kilkunastu osób wystarczy, by zrobić coś cennego, jednak nie wyobrażam sobie sprawnego funkcjonowania kolektywów kilkudziesięcio-, czy nawet kilkusetosobowych. Czyli na przykład trudne by były tak ważne dla społeczeństwa sprawy, jak choćby prowadzenie w ten sposób szpitala ? dzielę się swoimi wątpliwościami z Oskarem.

- My nie poprowadzimy szpitala, bo nie mamy niezbędnych kwalifikacji ? odpowiada.  Jednak, gdyby kolektyw powstał w szpitalu, to byłby kompetentny do jego prowadzenia. Dowodzą tego wydarzenia ostatnich dni w Grecji, gdzie rozpadły się struktury, w ramach których szpitale działały, a one, prowadzone przez personel medyczny, istnieją i pracują nadal.
----
Takie wywody nie do końca przekonują. Łatwo pokazać postronnym obserwatorom, że procedury demokracji bezpośredniej wychowują ludzi aktywnych, że w ten sposób mogą być realizowane cenne inicjatywy społeczne. Jednak jak wykorzystać ten społeczny potencjał, by uniknąć braku koordynacji?
Na Dolnym Mieście, nie pytając nikogo o zgodę grupa anarchistów posadziła drzewa. Być może to działanie wyrwie mieszkańców dzielnicy z marazmu. A być może inny kolektyw drzewa powyrywa, bo dojdzie do wniosku, że w tym miejscu bardziej potrzebne jest boisko sportowe...

Niewątpliwą prawdą jest że naszymi miastami nie rządzi ogół ich mieszkańców, tylko elity, których działania nie wszystkim nam służą. Czy jednak z tego wynika, że miasta nie są nasze? Złe elity zawsze można wymienić na lepsze. Kompletny brak elit, to rezygnacja z trudnych, a potrzebnych społeczności decyzji. Czy jakikolwiek kolektyw zgodziłby się choćby na zorganizowanie na terenie, którym zarządza miejskiego wysypiska śmieci?

Struktury ułatwiają nam życie. Anarchiści mają wielki kapitał społecznej aktywności. Myślę, że największym wyzwaniem dla społeczeństwa jest zagospodarowanie tego kapitału, bez niszczenia użytecznych struktur. Miasto jest nasze, ale powinno być w nim miejsce dla inicjatyw tych, którzy uważają, że jest ono nasze w zbyt małym stopniu.

Michał Wodziński - Stowarzyszenie "Stara Oliwa"

Udostępnij facebook twitter Whatsapp Drukuj Wyślij emailem

Czerwiec kończy się Festiwalem ?Odzyskujemy miasto?. Festiwal trwa tydzień, a imprezy organizowane w jego ramach planowane są w różnych miejscach Gdańska. Zaczęło się na Długim Targu, później festiwalowe działania przeniosły się na Dolne Miasto. Ale miejscem większości działań jest Oliwa.

Anarchisci_Dom_Zarazy

.
Nasza idea była prosta: Dzieje się źle. Dzięki wydarzeniom naszego festiwalu, ulice, które dotąd były w coraz mniejszym stopniu nasze, znów staną się nasze. My tu jesteśmy suwerenem i nie potrzebujemy żadnych zezwoleń –  mówi Oskar, jeden z organizatorów festiwalu. Naciskany przez dziennikarza tłumaczy, że ?my? chcemy odzyskać miasto, bo utraciliśmy je na rzecz ?onych?, czyli przedstawicieli władz, które wyalienowały się i z ?nami? nie mają wiele wspólnego. Wyjaśnia, że organizatorzy festiwalu są anarchistami. Nie wybierali władz, a nawet wcale nie brali udziału w wyborach, bo idea demokracji przedstawicielskiej jest im obca. Są zwolennikami demokracji bezpośredniej. A sam festiwal jest właśnie aktem takiej demokracji. Grupa ludzi uznała, że dzieje się źle i że właśnie takimi działaniami ten zły stan zmienią…

Anarchiści to dla obserwatorów z zewnątrz ludzie działający spontanicznie i walczący ze wszystkim, co jest przejawem jakiejkolwiek struktury, organizacji społeczeństwa. Okazuje się jednak, że taki ich ogląd nie jest do końca prawdziwy. Anarchiści są zorganizowani w kilkunastoosobowe ?kolektywy? spotykające się co tydzień i podejmujące decyzje co do dalszych swoich działań. W Domu Zarazy zorganizowano panel dyskusyjny takich grup. Przyjechali przedstawiciele kolektywów z Lublina, Poznania oraz kolektywu, który już zdążył się rozpaść  z Torunia.

Zasadą działania kolektywów jest ?robienie swojego? bez oglądania się na przepisy. Jeśli np. kolektyw potrzebuje lokalu, to go zajmuje i stawia władze przed faktem dokonanym. Czasem, jak stało się to w Poznaniu,  jest to typowy squating, czyli zajęcie i użytkowanie pustostanu bez żadnych podstaw prawnych, czasem, jak w Lublinie, jest to jakaś forma pośrednia pomiędzy samowolą a legalnością. Tam grupa zajęła swą siedzibę bez akceptacji władz miasta, ale ?legalizuje? swą obecność płacąc miastu czynsz. Władze miasta z jednej strony chętnie pozbyłyby się niechcianego lokatora, z drugiej jednak nie są zdeterminowane do jakichś bardziej stanowczych posunięć, bo widzą wiele cennych działań kolektywu i uważają, że istnienie takiej grupy dobrze służy lokalnej kulturze. ***

– Procedury demokracji bezpośredniej mogą być bardzo użyteczne przy planowaniu działań kulturalnych, gdzie współpraca kilkunastu osób wystarczy, by zrobić coś cennego, jednak nie wyobrażam sobie sprawnego funkcjonowania kolektywów kilkudziesięcio-, czy nawet kilkusetosobowych. Czyli na przykład trudne by były tak ważne dla społeczeństwa sprawy, jak choćby prowadzenie w ten sposób szpitala ? dzielę się swoimi wątpliwościami z Oskarem.

My nie poprowadzimy szpitala, bo nie mamy niezbędnych kwalifikacji ? odpowiada.  Jednak, gdyby kolektyw powstał w szpitalu, to byłby kompetentny do jego prowadzenia. Dowodzą tego wydarzenia ostatnich dni w Grecji, gdzie rozpadły się struktury, w ramach których szpitale działały, a one, prowadzone przez personel medyczny, istnieją i pracują nadal.
—-
Takie wywody nie do końca przekonują. Łatwo pokazać postronnym obserwatorom, że procedury demokracji bezpośredniej wychowują ludzi aktywnych, że w ten sposób mogą być realizowane cenne inicjatywy społeczne. Jednak jak wykorzystać ten społeczny potencjał, by uniknąć braku koordynacji?
Na Dolnym Mieście, nie pytając nikogo o zgodę grupa anarchistów posadziła drzewa. Być może to działanie wyrwie mieszkańców dzielnicy z marazmu. A być może inny kolektyw drzewa powyrywa, bo dojdzie do wniosku, że w tym miejscu bardziej potrzebne jest boisko sportowe…

Niewątpliwą prawdą jest że naszymi miastami nie rządzi ogół ich mieszkańców, tylko elity, których działania nie wszystkim nam służą. Czy jednak z tego wynika, że miasta nie są nasze? Złe elity zawsze można wymienić na lepsze. Kompletny brak elit, to rezygnacja z trudnych, a potrzebnych społeczności decyzji. Czy jakikolwiek kolektyw zgodziłby się choćby na zorganizowanie na terenie, którym zarządza miejskiego wysypiska śmieci?

Struktury ułatwiają nam życie. Anarchiści mają wielki kapitał społecznej aktywności. Myślę, że największym wyzwaniem dla społeczeństwa jest zagospodarowanie tego kapitału, bez niszczenia użytecznych struktur. Miasto jest nasze, ale powinno być w nim miejsce dla inicjatyw tych, którzy uważają, że jest ono nasze w zbyt małym stopniu.

Michał Wodziński – Stowarzyszenie „Stara Oliwa”