Grunwaldzka 535/537 – ultimatum Konserwatora Zabytków
Miał byc piękny hotel a jest ruina. Wraca temat zabytkowej zajezdni tramwajów konnych przy alei Grunwaldzkiej 536/537 na rogu ulicy Pomorskiej. Wojewódzki Konserwator Zabytków stawia właścicielowi ultimatum: zabezpieczenie zabytku albo wywłaszczenie. O sprawie pisze Gazeta Wyborcza.
Budynek na rogu al. Grunwaldzkiej i Pomorskiej
Właśnie przeprowadziliśmy kontrolę zabudowań. Ich stan jest tragiczny. Właściciel do tej pory nie zrobił nic by chociażby odpowiednio ochronić budynki. Dajemy mu miesiąc czasu na zabezpieczenie obiektu i przedstawienie planu jego zagospodarowania. Jeśli się z tego nie wywiąże – rozpoczniemy procedurę wywłaszczeniową. Prawo daje nam taką możliwość, chociaż bardzo rzadko w Polsce odbiera się komuś zabytek. Można powiedzieć, że zdecydowaliśmy się na podjęcie pionierskich, nawet w skali kraju, działań – potwierdza Marcin Tymiński, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków.
Budynki z czerwonej cegły w centrum miasta (na rogu ul. Pomorskiej i Grunwaldzkiej, pod numerem 535-537) kojarzy pewnie każdy mieszkaniec Trójmiasta. Tym bardziej że od dobrych kilku lat wyglądają jak złowroga ruina, która w każdej chwili może spaść komuś na głowę. Większość okien od dawna nie ma szyb, na drewnianych werandach wiszą krzykliwie żółte tabliczki: „Grozi zawaleniem”, niestrzyżona trawa rośnie po pas. Ciężko uwierzyć, że wciąż jeszcze mieszka tu osiem rodzin.
– Zajezdnia powstała w XIX w. dla pierwszej linii tramwajów konnych. Przez długie lata należała do Zakładu Komunikacji Miejskiej, ale pełniła różne role, m.in. magazynu Telewizji Gdańskiej, która trzymała tu swoje samochody. W latach 80. powstały tu mieszkania dla pracowników ZKM, potem też mieszkania komunalne – opowiada mieszkaniec Oliwy, Tomasz Strug z Wolnego Forum Gdańsk.
– Przez 23 lata mieszkałem w głównym budynku, wciąż jestem tam zameldowany. Tam, na pierwszym piętrze – Jan Literski pokazuje ręką dziurę w ścianie, która kiedyś była oknem. – Pod koniec lat 80. ruszył remont. Zostaliśmy przeniesieni do tymczasowego baraku, w którym mieliśmy mieszkać na czas budowy. Od tej pory minęło 11 lat.
Treść tabliczki na ścianie: UWAGA! Budynek do remontu …
Parterowy drewniany barak mieści się na tyłach posesji. Remont zajezdni nigdy się nie skończył, dlatego wciąż jest zamieszkany. W 1998 r. miasto sprzedało obiekt Fundacji Edukacji Gospodarczej Pro Publico Bono. W akcie notarialnym nabywca został zobowiązany do zapewnienia lokatorom (wtedy to było jeszcze 13 rodzin, wykruszały się z czasem) lokali zastępczych. Fundacja zobowiązała się do wyremontowania zajezdni w ciągu trzech lat. Tymczasem w 2007 r. odsprzedała obiekt spółce Easy.pl, należącej do Krzysztofa Mielewczyka, męża senator PiS, Doroty Arciszewskiej-Mielewczyk.
– Kupił nas jak worek kartofli – denerwuje się Jan Literski. – Pierwsze co zrobił, to podniósł czynsz z 4,50 zł na 12,50, bo uznał, że mieszkamy w prestiżowej dzielnicy, centrum Oliwy. Poszliśmy do sądu. Wygraliśmy. A on znowu podniósł czynsz – i tak w kółko.
Wiesław Bielawski, wiceprezydent Gdańska: – Bardzo się cieszę, że wojewódzki konserwator zabytków zaczął poważnie dbać o niszczejące obiekty zabytkowe. Zresztą słusznie, nie może być bowiem tak, że nieomal w centrum miasta stoją walące się budynki o dużych walorach zabytkowych. Nie mówiąc już o krzywdzie ludzi, którzy tam mieszkają. Ta decyzja konserwatora daje nadzieję. Trzeba jednak uczynić wszystko, by właściciel wywiązał się ze swoich obowiązków właścicielskich, a nie wykorzystywał tej sytuacji, by pozyskać pieniądze z odszkodowania.
Do Krzysztofa Mielewczyka udaje się dodzwonić po kilkakrotnych próbach: – Ależ proszę bardzo! Chciałbym, żeby mnie wywłaszczyli. Świetny biznes na tym zrobię! – powiedział biznesmen.
Jowita Kiwnik – Gazeta Wyborcza Trójmiasto
Komentarz
Dziwi radość wiceprezydenta Gdańska. To właśnie na mieście spoczywa współodpowiedziałność za obecny stan budynków i los mieszkańców niegdyś komunalnych mieszkań. Mieszkańców sprzadanych jak cytowany „worek kartofli”.
Gdy kompleks sprzedawano fundacji Pro Publico Bono (za częściową tylko wartość, ze względu na profil działalności fundacji), miasto oczekiwało między innymi remontu, który miał się zakończyć w ciągu kilku lat od sprzedaży. Taki był warunek udzielonej bonifikaty.
Jednak termin minął, nikt od fundacji nie wyegzekwował zobowiązań, a ta następnie sprzedała nieruchomość (już na rynkowych warunkach) obecnemu właścicielowi. Oczywiście wraz z mieszkańcami. O ich sytuacji dwa lata temu była już mowa w audycji Radia Gdańsk „Tu i teraz”
Szkoda również, że w obronie tych właśnie mieszkańców nie stanęła żona właściciela Dorota Arciszewska – Mielewczyk. Pani senator zaciekle broniła w tym samym czasie mieszkańców komunalnej kamienicy (przy ul. Polanki 58) przed przejęciem przez prywatnego właściciela z Niemiec. Jednym z argumentów w tamtej sprawie była obawa przed podwyżką czynszów …
Póki co budynek przy Grunwaldzkiej w części pozbawiony dachu – niszczeje. Dochodziło również do pożarów (24 X 2008).
Co z pismem Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków zrobi właściciel, dowiemy się tak naprawdę za miesiąc. Marian Kwapiński podjął odważne i pionierskie działania w skali całego kraju. Wszczęcie procedury wywłaszczeniowej jest czasochłonne i kosztowne dla Skarbu Państwa. Nikt dotąd nie zdecydował się na taki krok ale Konserwator zapewnia, że jest zdeterminowany w tym działaniu.
Tomasz Strug
Porozmawiaj o tym na Wolnym Forum Gdańsk
Miał byc piękny hotel a jest ruina. Wraca temat zabytkowej zajezdni tramwajów konnych przy alei Grunwaldzkiej 536/537 na rogu ulicy Pomorskiej. Wojewódzki Konserwator Zabytków stawia właścicielowi ultimatum: zabezpieczenie zabytku albo wywłaszczenie. O sprawie pisze Gazeta Wyborcza.
Budynek na rogu al. Grunwaldzkiej i Pomorskiej
Właśnie przeprowadziliśmy kontrolę zabudowań. Ich stan jest tragiczny. Właściciel do tej pory nie zrobił nic by chociażby odpowiednio ochronić budynki. Dajemy mu miesiąc czasu na zabezpieczenie obiektu i przedstawienie planu jego zagospodarowania. Jeśli się z tego nie wywiąże – rozpoczniemy procedurę wywłaszczeniową. Prawo daje nam taką możliwość, chociaż bardzo rzadko w Polsce odbiera się komuś zabytek. Można powiedzieć, że zdecydowaliśmy się na podjęcie pionierskich, nawet w skali kraju, działań – potwierdza Marcin Tymiński, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków.
Budynki z czerwonej cegły w centrum miasta (na rogu ul. Pomorskiej i Grunwaldzkiej, pod numerem 535-537) kojarzy pewnie każdy mieszkaniec Trójmiasta. Tym bardziej że od dobrych kilku lat wyglądają jak złowroga ruina, która w każdej chwili może spaść komuś na głowę. Większość okien od dawna nie ma szyb, na drewnianych werandach wiszą krzykliwie żółte tabliczki: „Grozi zawaleniem”, niestrzyżona trawa rośnie po pas. Ciężko uwierzyć, że wciąż jeszcze mieszka tu osiem rodzin.
– Zajezdnia powstała w XIX w. dla pierwszej linii tramwajów konnych. Przez długie lata należała do Zakładu Komunikacji Miejskiej, ale pełniła różne role, m.in. magazynu Telewizji Gdańskiej, która trzymała tu swoje samochody. W latach 80. powstały tu mieszkania dla pracowników ZKM, potem też mieszkania komunalne – opowiada mieszkaniec Oliwy, Tomasz Strug z Wolnego Forum Gdańsk.
– Przez 23 lata mieszkałem w głównym budynku, wciąż jestem tam zameldowany. Tam, na pierwszym piętrze – Jan Literski pokazuje ręką dziurę w ścianie, która kiedyś była oknem. – Pod koniec lat 80. ruszył remont. Zostaliśmy przeniesieni do tymczasowego baraku, w którym mieliśmy mieszkać na czas budowy. Od tej pory minęło 11 lat.
Treść tabliczki na ścianie: UWAGA! Budynek do remontu …
Parterowy drewniany barak mieści się na tyłach posesji. Remont zajezdni nigdy się nie skończył, dlatego wciąż jest zamieszkany. W 1998 r. miasto sprzedało obiekt Fundacji Edukacji Gospodarczej Pro Publico Bono. W akcie notarialnym nabywca został zobowiązany do zapewnienia lokatorom (wtedy to było jeszcze 13 rodzin, wykruszały się z czasem) lokali zastępczych. Fundacja zobowiązała się do wyremontowania zajezdni w ciągu trzech lat. Tymczasem w 2007 r. odsprzedała obiekt spółce Easy.pl, należącej do Krzysztofa Mielewczyka, męża senator PiS, Doroty Arciszewskiej-Mielewczyk.
– Kupił nas jak worek kartofli – denerwuje się Jan Literski. – Pierwsze co zrobił, to podniósł czynsz z 4,50 zł na 12,50, bo uznał, że mieszkamy w prestiżowej dzielnicy, centrum Oliwy. Poszliśmy do sądu. Wygraliśmy. A on znowu podniósł czynsz – i tak w kółko.
Wiesław Bielawski, wiceprezydent Gdańska: – Bardzo się cieszę, że wojewódzki konserwator zabytków zaczął poważnie dbać o niszczejące obiekty zabytkowe. Zresztą słusznie, nie może być bowiem tak, że nieomal w centrum miasta stoją walące się budynki o dużych walorach zabytkowych. Nie mówiąc już o krzywdzie ludzi, którzy tam mieszkają. Ta decyzja konserwatora daje nadzieję. Trzeba jednak uczynić wszystko, by właściciel wywiązał się ze swoich obowiązków właścicielskich, a nie wykorzystywał tej sytuacji, by pozyskać pieniądze z odszkodowania.
Do Krzysztofa Mielewczyka udaje się dodzwonić po kilkakrotnych próbach: – Ależ proszę bardzo! Chciałbym, żeby mnie wywłaszczyli. Świetny biznes na tym zrobię! – powiedział biznesmen.
Jowita Kiwnik – Gazeta Wyborcza Trójmiasto
Komentarz
Dziwi radość wiceprezydenta Gdańska. To właśnie na mieście spoczywa współodpowiedziałność za obecny stan budynków i los mieszkańców niegdyś komunalnych mieszkań. Mieszkańców sprzadanych jak cytowany „worek kartofli”.
Gdy kompleks sprzedawano fundacji Pro Publico Bono (za częściową tylko wartość, ze względu na profil działalności fundacji), miasto oczekiwało między innymi remontu, który miał się zakończyć w ciągu kilku lat od sprzedaży. Taki był warunek udzielonej bonifikaty.
Jednak termin minął, nikt od fundacji nie wyegzekwował zobowiązań, a ta następnie sprzedała nieruchomość (już na rynkowych warunkach) obecnemu właścicielowi. Oczywiście wraz z mieszkańcami. O ich sytuacji dwa lata temu była już mowa w audycji Radia Gdańsk „Tu i teraz”
Szkoda również, że w obronie tych właśnie mieszkańców nie stanęła żona właściciela Dorota Arciszewska – Mielewczyk. Pani senator zaciekle broniła w tym samym czasie mieszkańców komunalnej kamienicy (przy ul. Polanki 58) przed przejęciem przez prywatnego właściciela z Niemiec. Jednym z argumentów w tamtej sprawie była obawa przed podwyżką czynszów …
Póki co budynek przy Grunwaldzkiej w części pozbawiony dachu – niszczeje. Dochodziło również do pożarów (24 X 2008).
Co z pismem Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków zrobi właściciel, dowiemy się tak naprawdę za miesiąc. Marian Kwapiński podjął odważne i pionierskie działania w skali całego kraju. Wszczęcie procedury wywłaszczeniowej jest czasochłonne i kosztowne dla Skarbu Państwa. Nikt dotąd nie zdecydował się na taki krok ale Konserwator zapewnia, że jest zdeterminowany w tym działaniu.
Tomasz Strug
Porozmawiaj o tym na Wolnym Forum Gdańsk