Reklama

Pożar w dawnej zajezdni

W nocy płonęła dawna zajezdnia tramwajów konnych przy al. Grunwaldzkiej 535 – 537. Mimo wielu interwencji Konserwatora Zabytków u właściciela, obiekt coraz bardziej chyli się ku upadkowi. Już w 2001 lub 2002 roku miasto zgodnie z podpisaną wcześniej umową, powinno odbebrać budynek właścicielowi. Do dziś brak odpowiedzi na pytanie dlaczego tak się nie stało?

fot.: Tomasz StrugStraż pożarna otrzymała zgłoszenie o płonącym budynku w sobotni wieczór, tuż po godzinie 22. Ogień bardzo szybko zajął istniejącą jeszcze część dachu (pozostała cześć została rozebrana kilka lat temu). Płomienie żywego ognia sięgały wysokości kilkunastu metrów. Pożar gasiło siedem zastępów straży pożarnej. Policja zamknęła przejazd przez ulicę Pomorską, wstrzymano również ruch tramwajów. Akcja gaśnicza trwała niemal do godziny 2. w nocy. Według strażaków biorących udział w akcji, mogło to być celowe podpalenie. Nikt nie ucierpiał w wyniku pożaru. Jakich zniszczeń dokonał ogień będzie można ocenić dopiero w ciągu dnia.

Niezależnie od przyczyn pożaru, możemy stwierdzić, że właściciel dopuścił się po prostu zbrodni na tym zabytku, nie remontując, nie zabezpieczając ? mówi rzecznik WKZ Marcin Tymiński. Właściciel wiedział od początku, że ma taki obowiązek, niestety wolał wykorzystywać wszystkie możliwe kruczki prawne aby odwoływać się od decyzji jakie wydawał Urząd Ochrony Zabytków, żeby nic przy tym obiekcie nie robić ? dodaje Tymiński.

Obecny właściciel był wielokrotnie wzywany przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków do zadbania o stan zabytku i jego zabezpieczenie. Jesienią ubiegłego roku Wojewódzki Konserwator Zabytków Marian Kwapiński nakazał właścicielowi odtworzenie dachu, zamurowanie otworów okiennych oraz drzwiowych i odbudowę korony murów. Żadne prace nie zostały jednak wykonane. W związku z tym WKZ nałożył na firmę 50 tys. zł grzywny za brak opieki nad zabytkiem. Jednak od każdej decyzji właściciel odwołuje się do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Zajezdnia powstała w XIX w. dla pierwszej linii tramwajów konnych. Była tu również fabryka mydła i więzienie. Po wojnie, przez długie lata należała do Zakładu Komunikacji Miejskiej, ale pełniła różne role, m.in. magazynu Telewizji Gdańskiej, która trzymała tu swoje samochody. W latach 80. powstały tu mieszkania dla pracowników ZKM, potem też mieszkania komunalne

W 1998 roku miasto sprzedało obiekt Fundacji Edukacji Gospodarczej ?Pro Publico Bono?. W akcie notarialnym nabywca został zobowiązany do zapewnienia lokatorom (wtedy to było jeszcze 13 rodzin, wykruszały się z czasem) lokali zastępczych. Fundacja zobowiązała się do wyremontowania zajezdni w ciągu trzech lat. Tymczasem w 2007 roku odsprzedała obiekt spółce „Easy.pl”, należącej do Krzysztofa Mielewczyka, męża senator PiS, Doroty Arciszewskiej – Mielewczyk. Spółka zamierzała adaptować budynki na cele hotelowe, jednak wkrótce cała posesja została wystawiona na sprzedaż i nadal czeka na kupca.

Tomasz Strug

W nocy płonęła dawna zajezdnia tramwajów konnych przy al. Grunwaldzkiej 535 - 537. Mimo wielu interwencji Konserwatora Zabytków u właściciela, obiekt coraz bardziej chyli się ku upadkowi. Już w 2001 lub 2002 roku miasto zgodnie z podpisaną wcześniej umową, powinno odbebrać budynek właścicielowi. Do dziś brak odpowiedzi na pytanie dlaczego tak się nie stało?

fot.: Tomasz StrugStraż pożarna otrzymała zgłoszenie o płonącym budynku w sobotni wieczór, tuż po godzinie 22. Ogień bardzo szybko zajął istniejącą jeszcze część dachu (pozostała cześć została rozebrana kilka lat temu). Płomienie żywego ognia sięgały wysokości kilkunastu metrów. Pożar gasiło siedem zastępów straży pożarnej. Policja zamknęła przejazd przez ulicę Pomorską, wstrzymano również ruch tramwajów. Akcja gaśnicza trwała niemal do godziny 2. w nocy. Według strażaków biorących udział w akcji, mogło to być celowe podpalenie. Nikt nie ucierpiał w wyniku pożaru. Jakich zniszczeń dokonał ogień będzie można ocenić dopiero w ciągu dnia.

Niezależnie od przyczyn pożaru, możemy stwierdzić, że właściciel dopuścił się po prostu zbrodni na tym zabytku, nie remontując, nie zabezpieczając ? mówi rzecznik WKZ Marcin Tymiński. Właściciel wiedział od początku, że ma taki obowiązek, niestety wolał wykorzystywać wszystkie możliwe kruczki prawne aby odwoływać się od decyzji jakie wydawał Urząd Ochrony Zabytków, żeby nic przy tym obiekcie nie robić ? dodaje Tymiński.

Obecny właściciel był wielokrotnie wzywany przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków do zadbania o stan zabytku i jego zabezpieczenie. Jesienią ubiegłego roku Wojewódzki Konserwator Zabytków Marian Kwapiński nakazał właścicielowi odtworzenie dachu, zamurowanie otworów okiennych oraz drzwiowych i odbudowę korony murów. Żadne prace nie zostały jednak wykonane. W związku z tym WKZ nałożył na firmę 50 tys. zł grzywny za brak opieki nad zabytkiem. Jednak od każdej decyzji właściciel odwołuje się do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Zajezdnia powstała w XIX w. dla pierwszej linii tramwajów konnych. Była tu również fabryka mydła i więzienie. Po wojnie, przez długie lata należała do Zakładu Komunikacji Miejskiej, ale pełniła różne role, m.in. magazynu Telewizji Gdańskiej, która trzymała tu swoje samochody. W latach 80. powstały tu mieszkania dla pracowników ZKM, potem też mieszkania komunalne

W 1998 roku miasto sprzedało obiekt Fundacji Edukacji Gospodarczej ?Pro Publico Bono?. W akcie notarialnym nabywca został zobowiązany do zapewnienia lokatorom (wtedy to było jeszcze 13 rodzin, wykruszały się z czasem) lokali zastępczych. Fundacja zobowiązała się do wyremontowania zajezdni w ciągu trzech lat. Tymczasem w 2007 roku odsprzedała obiekt spółce "Easy.pl", należącej do Krzysztofa Mielewczyka, męża senator PiS, Doroty Arciszewskiej - Mielewczyk. Spółka zamierzała adaptować budynki na cele hotelowe, jednak wkrótce cała posesja została wystawiona na sprzedaż i nadal czeka na kupca.

Tomasz Strug

|

W nocy płonęła dawna zajezdnia tramwajów konnych przy al. Grunwaldzkiej 535 - 537. Mimo wielu interwencji Konserwatora Zabytków u właściciela, obiekt coraz bardziej chyli się ku upadkowi. Już w 2001 lub 2002 roku miasto zgodnie z podpisaną wcześniej umową, powinno odbebrać budynek właścicielowi. Do dziś brak odpowiedzi na pytanie dlaczego tak się nie stało?

fot.: Tomasz StrugStraż pożarna otrzymała zgłoszenie o płonącym budynku w sobotni wieczór, tuż po godzinie 22. Ogień bardzo szybko zajął istniejącą jeszcze część dachu (pozostała cześć została rozebrana kilka lat temu). Płomienie żywego ognia sięgały wysokości kilkunastu metrów. Pożar gasiło siedem zastępów straży pożarnej. Policja zamknęła przejazd przez ulicę Pomorską, wstrzymano również ruch tramwajów. Akcja gaśnicza trwała niemal do godziny 2. w nocy. Według strażaków biorących udział w akcji, mogło to być celowe podpalenie. Nikt nie ucierpiał w wyniku pożaru. Jakich zniszczeń dokonał ogień będzie można ocenić dopiero w ciągu dnia.

Niezależnie od przyczyn pożaru, możemy stwierdzić, że właściciel dopuścił się po prostu zbrodni na tym zabytku, nie remontując, nie zabezpieczając ? mówi rzecznik WKZ Marcin Tymiński. Właściciel wiedział od początku, że ma taki obowiązek, niestety wolał wykorzystywać wszystkie możliwe kruczki prawne aby odwoływać się od decyzji jakie wydawał Urząd Ochrony Zabytków, żeby nic przy tym obiekcie nie robić ? dodaje Tymiński.

Obecny właściciel był wielokrotnie wzywany przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków do zadbania o stan zabytku i jego zabezpieczenie. Jesienią ubiegłego roku Wojewódzki Konserwator Zabytków Marian Kwapiński nakazał właścicielowi odtworzenie dachu, zamurowanie otworów okiennych oraz drzwiowych i odbudowę korony murów. Żadne prace nie zostały jednak wykonane. W związku z tym WKZ nałożył na firmę 50 tys. zł grzywny za brak opieki nad zabytkiem. Jednak od każdej decyzji właściciel odwołuje się do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Zajezdnia powstała w XIX w. dla pierwszej linii tramwajów konnych. Była tu również fabryka mydła i więzienie. Po wojnie, przez długie lata należała do Zakładu Komunikacji Miejskiej, ale pełniła różne role, m.in. magazynu Telewizji Gdańskiej, która trzymała tu swoje samochody. W latach 80. powstały tu mieszkania dla pracowników ZKM, potem też mieszkania komunalne

W 1998 roku miasto sprzedało obiekt Fundacji Edukacji Gospodarczej ?Pro Publico Bono?. W akcie notarialnym nabywca został zobowiązany do zapewnienia lokatorom (wtedy to było jeszcze 13 rodzin, wykruszały się z czasem) lokali zastępczych. Fundacja zobowiązała się do wyremontowania zajezdni w ciągu trzech lat. Tymczasem w 2007 roku odsprzedała obiekt spółce "Easy.pl", należącej do Krzysztofa Mielewczyka, męża senator PiS, Doroty Arciszewskiej - Mielewczyk. Spółka zamierzała adaptować budynki na cele hotelowe, jednak wkrótce cała posesja została wystawiona na sprzedaż i nadal czeka na kupca.

Tomasz Strug

Udostępnij facebook twitter Whatsapp Drukuj Wyślij emailem

W nocy płonęła dawna zajezdnia tramwajów konnych przy al. Grunwaldzkiej 535 – 537. Mimo wielu interwencji Konserwatora Zabytków u właściciela, obiekt coraz bardziej chyli się ku upadkowi. Już w 2001 lub 2002 roku miasto zgodnie z podpisaną wcześniej umową, powinno odbebrać budynek właścicielowi. Do dziś brak odpowiedzi na pytanie dlaczego tak się nie stało?

fot.: Tomasz StrugStraż pożarna otrzymała zgłoszenie o płonącym budynku w sobotni wieczór, tuż po godzinie 22. Ogień bardzo szybko zajął istniejącą jeszcze część dachu (pozostała cześć została rozebrana kilka lat temu). Płomienie żywego ognia sięgały wysokości kilkunastu metrów. Pożar gasiło siedem zastępów straży pożarnej. Policja zamknęła przejazd przez ulicę Pomorską, wstrzymano również ruch tramwajów. Akcja gaśnicza trwała niemal do godziny 2. w nocy. Według strażaków biorących udział w akcji, mogło to być celowe podpalenie. Nikt nie ucierpiał w wyniku pożaru. Jakich zniszczeń dokonał ogień będzie można ocenić dopiero w ciągu dnia.

Niezależnie od przyczyn pożaru, możemy stwierdzić, że właściciel dopuścił się po prostu zbrodni na tym zabytku, nie remontując, nie zabezpieczając ? mówi rzecznik WKZ Marcin Tymiński. Właściciel wiedział od początku, że ma taki obowiązek, niestety wolał wykorzystywać wszystkie możliwe kruczki prawne aby odwoływać się od decyzji jakie wydawał Urząd Ochrony Zabytków, żeby nic przy tym obiekcie nie robić ? dodaje Tymiński.

Obecny właściciel był wielokrotnie wzywany przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków do zadbania o stan zabytku i jego zabezpieczenie. Jesienią ubiegłego roku Wojewódzki Konserwator Zabytków Marian Kwapiński nakazał właścicielowi odtworzenie dachu, zamurowanie otworów okiennych oraz drzwiowych i odbudowę korony murów. Żadne prace nie zostały jednak wykonane. W związku z tym WKZ nałożył na firmę 50 tys. zł grzywny za brak opieki nad zabytkiem. Jednak od każdej decyzji właściciel odwołuje się do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Zajezdnia powstała w XIX w. dla pierwszej linii tramwajów konnych. Była tu również fabryka mydła i więzienie. Po wojnie, przez długie lata należała do Zakładu Komunikacji Miejskiej, ale pełniła różne role, m.in. magazynu Telewizji Gdańskiej, która trzymała tu swoje samochody. W latach 80. powstały tu mieszkania dla pracowników ZKM, potem też mieszkania komunalne

W 1998 roku miasto sprzedało obiekt Fundacji Edukacji Gospodarczej ?Pro Publico Bono?. W akcie notarialnym nabywca został zobowiązany do zapewnienia lokatorom (wtedy to było jeszcze 13 rodzin, wykruszały się z czasem) lokali zastępczych. Fundacja zobowiązała się do wyremontowania zajezdni w ciągu trzech lat. Tymczasem w 2007 roku odsprzedała obiekt spółce „Easy.pl”, należącej do Krzysztofa Mielewczyka, męża senator PiS, Doroty Arciszewskiej – Mielewczyk. Spółka zamierzała adaptować budynki na cele hotelowe, jednak wkrótce cała posesja została wystawiona na sprzedaż i nadal czeka na kupca.

Tomasz Strug