Reklama

Wiadomości z Paszczyny – Kawa z numerkiem

Mała kawiarenka gdzieś na Wyspach. Taka lokalna, rodzinna. Stary budynek, przed wejściem stare małe stoliki i krzesełka. Przy drzwiach koziołek z wypisanym kredą hasłem: Jeszcze pięć dni!

Wiadomości z Paszczyny – Kawa z numerkiem
Udostępnij facebook twitter Whatsapp Drukuj Wyślij emailem

Obok jest szpital i do chorej żony przychodził starszy pan. Potem zachodził na kawę do kawiarenki i opowiadał załodze o chorobie żony. Gdy lekarze ogłosili, że za pięć dni wypuszczą do domu pacjentkę wówczas ekipa z kawiarni napisała taki właśnie tekst na koziołku. Codziennie zmieniali ilość dni. Ostatniego uroczyście powitali starsze małżeństwo w kawiarni, zaprosili na kawę i wszyscy cieszyli się zakończeniem leczenia.

Historia prawdziwa.

Dzisiaj bylem z jednym z dużych marketów. Hala zamknięta i trzeba sobie jakoś radzić. Po zakupach mała kawa. Kupujemy przy ladzie, dostajemy numerek i pani przyniesie do stolika. Dużo starszych ludzi. Wszyscy mają numerki. Miła młoda pani przynosi kawę. Proszę, dziękuję. Nikt nikogo nie zna. Jesteśmy jednymi z tysiąca. Chwilę byliśmy, zaraz będą następni. Przemiał, taśma.

Wracamy do domu. Na Podwalu Staromiejskim otwarty pierwszy sklep po zamkniętej hali. Warzywa i owoce. Pani wita nas jak starych znajomych. Co chwilę ktoś przychodzi i wita się jak po powrocie z długiej podróży. Jak z bliską rodziną. Kawałek dalej pod mięsnym też spotkanie. Jest jeszcze pani z dawnej piekarni w hali. Mięsny jeszcze zamknięty, ale dawni klienci krążą. Spotykają się, rozmawiają.

Przed kilku laty do cukierni na Długiej przychodził starszy pan. Mieszkał w tej kamienicy. Rano kawa i drożdżówka. Panie z cukierni doskonale go znały. Gdy tylko pojawiał się w drzwiach to zaraz do maszynki do krojenia chleba wkładały drożdżówkę. Ulubioną sąsiada. Bo nie był w stanie ugryźć całej. W gdańskiej cukierni WZ zakupy robią głównie bliżsi i dalsi sąsiedzi. Właściciel co chwilę zamienia kilka słów z klientami. Znają się od lat, mieszkają w pobliżu. Są sobie potrzebni.

Niedawno prof. Dominiczak udzielił wywiadu na temat zmian w Gdańsku, zerwania więzi sąsiedzkich i międzyludzkich w centrum Gdańska. Turystyka, mieszkania na krótki wynajem. Znikają stali mieszkańcy, znika tak ważna nić. Ważna nie tylko dla tych ludzi, ale także dla miasta.

W wielu komentarzach wyczytałem, że to sztuczny problem.

Czy sztucznym problem jest to, że jesteś kolejnym numerkiem, a nie panem Zbyszkiem. Demonizuję problem. Takie czasy. Ale czy wszystko można zwalać na takie czasy? Czy mała społeczność nie powinna posiadać więzi? Systemu korzeniowego jak stare drzewo? Czegoś co pozwala na pewien komfort życia i poczucie bezpieczeństwa.

Centrum miasta jest jak stare drzewo z podciętymi korzeniami, zahubione, z jemiołą i podciętymi skrzydłami. Straciło osobowość. Czy wróci kiedyś do poprzedniego sąsiedzkiego życia? Wątpię.

Nie widzę żadnego zrozumienia w działaniach władzy. W imię rozwoju zniszczyliśmy coś bardzo cennego. Sąsiedztwo i rozpoznawalność. Jesteśmy anonimowi w obcym dla nas świecie.

Korespondent Łoś