Wiadomości z Paszczyny – Wimbledon na Szerokiej
Korespondent Łoś o prawie do wypoczynku, do szacunku, do przestrzegania norm hałasu.
Szeroka w Gdańsku. Moje miejsce na Ziemi. Wimbledon wiadomo. Tenisy i nie tylko.
Oglądam wieczorkiem mecze tenisowe. Jeden z największych i najważniejszych turniejów tenisowych na świecie. Mecz zacięty jak cholera i nagle słyszę, że jak ten set nie rozstrzygnie meczu to dopiero jutro zakończenie.
Publika jest, deszcz nie pada. Co jest grane? Są sąsiedzi.
Mieszkają przy kortach i każdy ma prawo do wypoczynku. Po 23 ma być cisza i koniec. Mogą sobie światowe sławy i kibice pogwizdać po cichu.
Podobnie jest w wyspiarskich pubach. Sprzedaż alkoholu do 23 i szlus! Bo są sąsiedzi.
U mnie na dole Wimbledonu nie ma i ogródek piwny nawalał do drugiej nad ranem. Bo to nie wyspy. Chociaż mieszkańcy tychże mogą drzeć gębę do oporu w „moim” ogródku i włos z głowy im nie spadnie. Bo nasze puby sąsiadów nie mają. U nich takie zachowanie nie do pomyślenia.
Za rogiem czai się jarmark. Podczas spotkania z mieszkańcami organizatorzy powiedzieli co i jak będzie. Była gotowa prezentacja. Znaczy konsultacje się odbyły. A głosy mieszkańców o tym jak w rzeczywistości jarmark wygląda z naszej strony? Spoko. Przejdzie nam do następnego. Bo to nie trzy tygodnie, a dwa miesiące. Zamykanie ulic, zwożenie bud, rozkładanie z jeżdżącymi pod oknami sztaplarkami. A sam jarmark? Tu budka z nagłośnieniem, smród frytek mieszający się z goframi, brud i hałas nocnych zamiatarek ulic.
Miasto musi żyć. To szanowna władza miasta. Mieszkasz w takim miejscu, że musisz się z tym liczyć. To znajomi. A ci co mieszkają pod kortami w Londynie mają inne prawa? A Anglicy mieszkający przy pubach też? Wiedzieli, gdzie kupują mieszkanie czy dom. Ale wiedzą też, że mają obowiązujące wszystkich prawa. Prawo do wypoczynku, do szacunku, do przestrzegania norm hałasu.
Nikt nie zorganizuje kilkudniowej imprezy z koncertami metalowymi do 2 nocy słyszanymi w całym mieście. Bo wszyscy mają prawo do wypoczynku, bo hałas niszczy zdrowie. Bo szanujemy się nawzajem.
Dlaczego wkurza nas goły wczasowicz w sklepie, ale nad kilkugodzinnym pijackim rykiem przechodzimy do porządku dziennego? Bo ryczą w wydzielonej strefie dla turystów?
Dla wyjaśnienia. Do turystów nie mam nic. Też przecież podróżuję po świecie. Dziwnym trafem tam, gdzie jeżdżę tego typu ekscesów nie widuję. Może dlatego z przyjemnością tam wracam.
Denerwuje jak zawsze traktowanie Głównego Miasta jako miejsca, w którym wszystko wolno. Brak szacunku dla siebie i innych. Brak szacunku dla miejsca z historią, którą się nieustannie chwalimy.
Kolega mieszkający w jednej z cichych dzielnic zawsze mi powtarza. Mieszkasz w centrum i musisz się liczyć z hałasem. To na moje teksty o niedospaniu i ciągłym zmęczeniu. Niedawno zadzwonił i powiedział, że już drugi dzień dochodzi do siebie. W sąsiednim bloku w nocy była impreza i on przez hałas kiepsko spał. Zdarzenie raz na kilka lat.
Jak widać punkt widzenia zależy wyłącznie od miejsca spania.
Korespondent Łoś