OLIVA, Georgstr. 24
?OLIVA, Georgstr. 24? – artykuł z czasopisma 30dninr 7/8(33/34) lipiec/sierpień 2001
|
Nie ma cienia wątpliwości: adres odsyła do tego domu nieopodal placu targowego, na którym przetrwała niewielka biała tabliczka z czarnymi, dziś lekko zblakłymi cyframi.
Rainhold Bahl, malarz z akademickim wykształceniem, nie był arcymistrzem swojej sztuki. Uczył się u Wilhelma Stryowskiego i w berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych. Dobrym zwyczajem tamtego czasu studia uzupełnił podróżą po Włoszech i Francji. Był porządnym wyrobnikiem pędzla i palety, który nie stronił od przyjmowania zamówień na prace, podejmował się konserwacji obrazów i udzielał lekcji malarstwa, o czym informuje w swoim anonsie. Namalował tylko kilka portretów, więc zamówień nie było tak wiele, chyba, że zleceniodawcy ponad własne wizerunki przedkładali jego gdańskie scenki i pejzaże. |
Prawie czterdzieści lat był nauczycielem przedmiotów artystycznych w Miejskiej Szkole Rzemieślniczej przy Wielkich Młynach, z czego może wynikać, że dorabiał na utrzymanie lub, po prostu, potrzebowałpretekstu, by z belferską regularnością wychodzić z pracowni, przecież trochę na uboczu, i młodym ludziom opowiadać o kontrastach barw, płynności linii na rysunku czy świetle na obrazie, które umiejętnie użyte zmienia kontury przedmiotów, klimat wnętrza, a nawet ciężką perspektywę ulicy.
Biografowie i historycy nazywają Bahla malarzem motywów gdańskich. Rzeczywiście, wszystko, co po nim zostało wyrosł z tego miasta, które po swojemu budował pędzlem i farbami na płótnie i dykcie. W niedużej sali na drugim piętrze Muzeum Narodowego tam, gdzie wisi gdańskie malarstwo XIX czątków XX wieku, są czetry jego obrazy. Na dwóch jest Żuraw. Na tym młodszym, z 1943roku, ujęty szerzej, nawet z kawałkiem cyplaWyspy Spichrzów, na starszym z kilkoma kamienicami Długiego Pobrzeża. I zasadnicza różnica klimatu: późniejszy obraz malowny jest bardziej miękko, bardziej kolorowo i jakby bezkonturowe, wcześniejszy chce oddawać surową monumentalność budowli – jest jaśniejszy, prostszy, a przez to nieco płaski. W muzealnej sali najstarszy jest ?Wieczór na tarasie”, namalowany w 1901 roku, gdy Bahl miał trzydzieści dwa lata. Można powiedzieć, że prawie nie ma na nim architektury, choć wyraźnie widać, że to przecież miejska ulica w chwili, gdy zapadł zmrok. Ale domy, stojące w zwartym szeregu, zamieniają się w ciemne, ciężkie, choć łagodnie spływające od góry kotary, wśród których przeziera okno tarasu, rozświetlone dwoma kulistymi lampionami. W tej odrobinie blasku majaczy jakaś postać. W muzeum obok obrazów Bahla wiszą obrazy innych malarzy tamtego czasu: Urtnowsłtiego,Hellingratha i Bendrata. Płótna Bahla są bardziej stonowane, czułe na cienie, wrażliwe. | akwarela,papier, 16 x 24 cm (w świetle oprawy) sygn. l.d.: Bahl/Cannes.95 |
Kościółek św. Jakuba – grafika W. Buxensteina na skalę między ciemnością i jasnością, malowane tak, jakby artysta nie próbował niczego dodawać do zastanej rzeczywistości. Być może bardziej ufał dziewiętnastowiecznej solidności niż dwudziestowiecznym nowinkom. Ale ostateczne wrażenie jest takie: ci inni chcieli malować potęgę murów i malowali ją ostro i zdecydowanie, a Bahl nawet w korytarzu uilcy widział wnętrze, w którym się mieszka.
To wrażenie utwierdzają reprodukcje zaginionych obrazów. Są, niestety, czarno-biale, więc trochę ślepe. Przedstawiają prace namalowane w 1943 roku, może w jednej serii z ?Żurawiem od strony Motławy”, który wisi w muzeum, bo tam na sygnaturze widnieje ta sama data. Chlebnicka, Piwna, Karpia i kolejny, tym razem podmiejski taras… Znów delikatne światło, płynna – może bardziej niż kiedyś – łagodność. I detale: kataryniarz na Karpiej, pies przy nogach siedzącej na tarasie, czy anachroniczne postaci i zaprzęg na Chlebnickiej.
Jest rok 1943. Pod Stalingradem odwrócony został kierunek europejskiej nawałnicy, która od tej chwili ze wschodu przetoczy się na zachód. Bahl ma już siedemdziesiąt cztery lata. Więc może przeczucie, że trzeba przechować ukochane miasto jako impresję, chwilową grę odcieni i półtonów, pełną szczegółów z innej epoki.
Na stole w pokoju, którego okna wychodzą na byłą Kronprinzalle leży obraz, a konserwator w świetle bezcieniowej lampy, z lupą w ręku, wykonuje rutynowe oględziny.
Sygnatura nie budzi wątpliwości: z lekka kanciaste litery, tylko wersaliki, układają się w znany napis ?Rainhołd Bahl Danzig Oliva”. I widok na płótnie typowy: ulica Mariacka z trudną do pomylenia wieżą Domu Przyrodników Tym razem w sygnaturze nie ma daty. Nie wiadomo wiec. kiedy obraz opuścił pracownie przy Georgstrasse 24 którą od tego miejsca dzieli niewiele. Może było to w jakąś wrześniową sobotę, w piętnastym lub szesnastym roku. Nauczyciel rysunku i malarstwa Bahl, siwiejący pan pod pięćdziesiątkę (wydłużona twarz, zaczesany do góry, co odsłaniało jego coraz wyższe czoło, z białą przyciętą brodą i wąsami) był zadowolony z transakcji. Wyszedł z domu i skręcił w lewo, a na pierwszym skrzyżowaniu w prawo. Stąd już widział niedawno wzniesioną kamienicę przy Kronprinzalle. Wszedł na pierwsze piętro. Tu był zaproszony przez znajomego nauczyciela, a może miejscowego pastora. |
Usiedli przy kawie od Neumanna. Była wojna, ta pierwsza, ale gdzieś daleko. W ?Schwabental” podawali jeszcze karpie z własnego stawu, a od Hinzmanna z Oliwskiego Dworu roznosili zamówione piwo i wino za opłatą jednej marki. W pewnej chwili Bahl podszedł do komody i wziął do ręki broszurę o Oliwie, ale przeglądając nic nie powiedział powiedział grafikach Buxensteina i Zerratha.
Nie pochwalił się nawet swoim anonsem. Kiedy wyszli na balkon, nie widzieli jeszcze dorodnych lip, które rosną przy Wita Stwosza, ani wieży kościoła przy Leśnej. To wszystko będzie później. Jeśli rozmawiali o wojnie, to pewnie darowali sobie narzekanie na drożyznę i niedostatki. W piętnastym Bahl mógł się zastanawiać, co są warte akwarele, którymi Berthold Hellingrath ozdobił dyplom honorowego obywatela wręczony feldmarszałkowi Mackensenowi, a w szesnastym pastor mógł się podśmiewać z nowinki, jaką szykowali katolicy: na Boże Narodzenie w kościele poklasztornym miało działać elektryczne oświetlenie.
Ale nieważne są słowa, które padają w tym bladym obrazie wyobraźni. Ważne jest, że za sprawą tabliczki na ścianie i okolicznościowej broszury obaj panowie uczestniczą w przedziwnej jedności miejsca i czasu: to wszysto
wydarzyło się lub mogło się wydarzyć w tym zakątku. Bez poczucia takiej jedności nie można być naprawdę u siebie.
fotografie współczesnej Oliwy: Tomasz Strug
Podziękowania dla redakcji za udostępnienie artykułu.
?OLIVA, Georgstr. 24? – artykuł z czasopisma 30dninr 7/8(33/34) lipiec/sierpień 2001
|
Nie ma cienia wątpliwości: adres odsyła do tego domu nieopodal placu targowego, na którym przetrwała niewielka biała tabliczka z czarnymi, dziś lekko zblakłymi cyframi. Rainhold Bahl, malarz z akademickim wykształceniem, nie był arcymistrzem swojej sztuki. Uczył się u Wilhelma Stryowskiego i w berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych. Dobrym zwyczajem tamtego czasu studia uzupełnił podróżą po Włoszech i Francji. Był porządnym wyrobnikiem pędzla i palety, który nie stronił od przyjmowania zamówień na prace, podejmował się konserwacji obrazów i udzielał lekcji malarstwa, o czym informuje w swoim anonsie. Namalował tylko kilka portretów, więc zamówień nie było tak wiele, chyba, że zleceniodawcy ponad własne wizerunki przedkładali jego gdańskie scenki i pejzaże. |
Prawie czterdzieści lat był nauczycielem przedmiotów artystycznych w Miejskiej Szkole Rzemieślniczej przy Wielkich Młynach, z czego może wynikać, że dorabiał na utrzymanie lub, po prostu, potrzebowałpretekstu, by z belferską regularnością wychodzić z pracowni, przecież trochę na uboczu, i młodym ludziom opowiadać o kontrastach barw, płynności linii na rysunku czy świetle na obrazie, które umiejętnie użyte zmienia kontury przedmiotów, klimat wnętrza, a nawet ciężką perspektywę ulicy.
Biografowie i historycy nazywają Bahla malarzem motywów gdańskich. Rzeczywiście, wszystko, co po nim zostało wyrosł z tego miasta, które po swojemu budował pędzlem i farbami na płótnie i dykcie. W niedużej sali na drugim piętrze Muzeum Narodowego tam, gdzie wisi gdańskie malarstwo XIX czątków XX wieku, są czetry jego obrazy. Na dwóch jest Żuraw. Na tym młodszym, z 1943roku, ujęty szerzej, nawet z kawałkiem cyplaWyspy Spichrzów, na starszym z kilkoma kamienicami Długiego Pobrzeża. I zasadnicza różnica klimatu: późniejszy obraz malowny jest bardziej miękko, bardziej kolorowo i jakby bezkonturowe, wcześniejszy chce oddawać surową monumentalność budowli – jest jaśniejszy, prostszy, a przez to nieco płaski. W muzealnej sali najstarszy jest ?Wieczór na tarasie”, namalowany w 1901 roku, gdy Bahl miał trzydzieści dwa lata. Można powiedzieć, że prawie nie ma na nim architektury, choć wyraźnie widać, że to przecież miejska ulica w chwili, gdy zapadł zmrok. Ale domy, stojące w zwartym szeregu, zamieniają się w ciemne, ciężkie, choć łagodnie spływające od góry kotary, wśród których przeziera okno tarasu, rozświetlone dwoma kulistymi lampionami. W tej odrobinie blasku majaczy jakaś postać. W muzeum obok obrazów Bahla wiszą obrazy innych malarzy tamtego czasu: Urtnowsłtiego,Hellingratha i Bendrata. Płótna Bahla są bardziej stonowane, czułe na cienie, wrażliwe. | akwarela,papier, 16 x 24 cm (w świetle oprawy) sygn. l.d.: Bahl/Cannes.95 |
Kościółek św. Jakuba – grafika W. Buxensteina na skalę między ciemnością i jasnością, malowane tak, jakby artysta nie próbował niczego dodawać do zastanej rzeczywistości. Być może bardziej ufał dziewiętnastowiecznej solidności niż dwudziestowiecznym nowinkom. Ale ostateczne wrażenie jest takie: ci inni chcieli malować potęgę murów i malowali ją ostro i zdecydowanie, a Bahl nawet w korytarzu uilcy widział wnętrze, w którym się mieszka.
To wrażenie utwierdzają reprodukcje zaginionych obrazów. Są, niestety, czarno-biale, więc trochę ślepe. Przedstawiają prace namalowane w 1943 roku, może w jednej serii z ?Żurawiem od strony Motławy”, który wisi w muzeum, bo tam na sygnaturze widnieje ta sama data. Chlebnicka, Piwna, Karpia i kolejny, tym razem podmiejski taras… Znów delikatne światło, płynna – może bardziej niż kiedyś – łagodność. I detale: kataryniarz na Karpiej, pies przy nogach siedzącej na tarasie, czy anachroniczne postaci i zaprzęg na Chlebnickiej.
Jest rok 1943. Pod Stalingradem odwrócony został kierunek europejskiej nawałnicy, która od tej chwili ze wschodu przetoczy się na zachód. Bahl ma już siedemdziesiąt cztery lata. Więc może przeczucie, że trzeba przechować ukochane miasto jako impresję, chwilową grę odcieni i półtonów, pełną szczegółów z innej epoki.
Na stole w pokoju, którego okna wychodzą na byłą Kronprinzalle leży obraz, a konserwator w świetle bezcieniowej lampy, z lupą w ręku, wykonuje rutynowe oględziny.
Sygnatura nie budzi wątpliwości: z lekka kanciaste litery, tylko wersaliki, układają się w znany napis ?Rainhołd Bahl Danzig Oliva”. I widok na płótnie typowy: ulica Mariacka z trudną do pomylenia wieżą Domu Przyrodników Tym razem w sygnaturze nie ma daty. Nie wiadomo wiec. kiedy obraz opuścił pracownie przy Georgstrasse 24 którą od tego miejsca dzieli niewiele. Może było to w jakąś wrześniową sobotę, w piętnastym lub szesnastym roku. Nauczyciel rysunku i malarstwa Bahl, siwiejący pan pod pięćdziesiątkę (wydłużona twarz, zaczesany do góry, co odsłaniało jego coraz wyższe czoło, z białą przyciętą brodą i wąsami) był zadowolony z transakcji. Wyszedł z domu i skręcił w lewo, a na pierwszym skrzyżowaniu w prawo. Stąd już widział niedawno wzniesioną kamienicę przy Kronprinzalle. Wszedł na pierwsze piętro. Tu był zaproszony przez znajomego nauczyciela, a może miejscowego pastora. |
Usiedli przy kawie od Neumanna. Była wojna, ta pierwsza, ale gdzieś daleko. W ?Schwabental” podawali jeszcze karpie z własnego stawu, a od Hinzmanna z Oliwskiego Dworu roznosili zamówione piwo i wino za opłatą jednej marki. W pewnej chwili Bahl podszedł do komody i wziął do ręki broszurę o Oliwie, ale przeglądając nic nie powiedział powiedział grafikach Buxensteina i Zerratha.
Nie pochwalił się nawet swoim anonsem. Kiedy wyszli na balkon, nie widzieli jeszcze dorodnych lip, które rosną przy Wita Stwosza, ani wieży kościoła przy Leśnej. To wszystko będzie później. Jeśli rozmawiali o wojnie, to pewnie darowali sobie narzekanie na drożyznę i niedostatki. W piętnastym Bahl mógł się zastanawiać, co są warte akwarele, którymi Berthold Hellingrath ozdobił dyplom honorowego obywatela wręczony feldmarszałkowi Mackensenowi, a w szesnastym pastor mógł się podśmiewać z nowinki, jaką szykowali katolicy: na Boże Narodzenie w kościele poklasztornym miało działać elektryczne oświetlenie.
Ale nieważne są słowa, które padają w tym bladym obrazie wyobraźni. Ważne jest, że za sprawą tabliczki na ścianie i okolicznościowej broszury obaj panowie uczestniczą w przedziwnej jedności miejsca i czasu: to wszysto
wydarzyło się lub mogło się wydarzyć w tym zakątku. Bez poczucia takiej jedności nie można być naprawdę u siebie.
fotografie współczesnej Oliwy: Tomasz Strug
Podziękowania dla redakcji za udostępnienie artykułu.