Reklama

Opowieści lasku oliwskiego – Oliwski wrestling

Stara Oliwa była małą mieściną. Nazywam ją tak zdrobniale, no bo cȯż, pokochałem ją na całe życie. Miała Oliwa swoje zalety i wady.

Mostek nad Potoiem Oliwskim przy ul. Kwietnej Fublikacja za www.gdansk-oliwa.mojeosiedle.pl
Udostępnij facebook twitter Whatsapp Drukuj Wyślij emailem

Stara Oliwa była małą mieściną. Nazywam ją tak zdrobniale, no bo cȯż, pokochałem ją na całe życie. Miała Oliwa swoje zalety i wady.

Za naszych czasȯw o amerykańskim wrestlingu wiele się nie słyszało, no najwyżej, że zawody określane pojęciem „wolna amerykanka” były przeprowadzane w USA. A tu w Oliwie? Nigdy!?

A nie! Można byłoby się bardzo pomylić.

Chłopaki z ulicy Kwietnej to mieli sławę, sięgającą aż po Sopot i Wrzeszcz. Ich sposób walki wręcz był ceniony przez kibicȯw a postrachem innych podwórek. Najlepiej sobie radził, i to na różne sposoby, mój kolega z ławy szkolnej SP23 Paweł Rozalewski. Był przez ferajnę zwany „Łysym”,  ze względu na brak włosów.

Był tak zafascynowany walkami z wrogami osiedlowymi, że zaniedbywał obowiązki szkolne. Tak bardzo, że w 6-tej klasie zniknął nam ze szkolnego horyzontu. Ale nie było tajemnicą dla ferajny, że na drewnianym mostku nad Potokiem Oliwskim usytuowanym na polnej dróżce między ul. Kwietna 33 a ul. Spacerową odbywały się dość systematycznie zawody „sportowe” na różne rodzaje broni. Począwszy od noży a skończywszy na groźnym wrestlingu.

Ten rodzaj sportu uprawiał nasz „Łysy“ –  najczęściej w stosunku do wrogów Starej Oliwy lub gości „na swoje życzenie”, co niby przypadkiem przechodzili w okolicy bez przyzwolenia oliwskiej ferajny.

Pamiętam jak jakaś grupka „gości” z Sopotu wybrała się na zwiedzanie ulicy Kwietnej. Później raczej wyszło, że szukali zaczepki lub odwetu. No i natrafili na naszych sportowców, którzy akurat na drewnianym mostku wypatrywali rybek w Oliwskim Potoku.

Zaatakowali Oliwiakȯw bez ustalenia nawet rodzaju broni. Największy dryblas, blondyn zaraz wzięł się w zapasy i na pięści z naszym „Łysym“. Ten, pozornie biedny i mniejszy od sopockiego dryblasa o jakiejś 3 głowy, na pierwszy rzut oka nie miał żadnych szans. Nawet z początku dotkliwie obrywał. Lecz „Łysy“ miał swego asa, na wyciągnięcie którego czekał tylko sposobności.

A taka zaistniała wtedy, gdy „Łysy” wdał się w walkę w zwarciu. Wtedy to serce „Łysego” się radowało, oj jak się radowało! Swoim wyprȯbowanym szczupakiem w gȯre trafiał głową w podbródek przeciwnika, a ten zwalony jak kłoda na ziemię najczęściej przychodził do siebie dopiero po kilkunastu minutach, dodatkowo będąc brutalnie skopanym.

Wejście z ul. Kwietnej w kierunku mostku nad Potokiem Oliwskim, Oliwa 2014 fot. własna

Lecz ferajnę z ul. Kwietnej podstępnie wykończył dzielnicowy MO Piepke, notabene – mieszkający przy ul. Kwietnej.

On to, aby zaskarbić sobie zaufanie, często na tym drewnianym mostku uprawiał z ferajną wyuczony w szkole milicyjnej boks i podstawy judo. Najczęściej lekko przegrywał, gdyż ferajna jego oszczędzała.

Na zakończenie takich wieczornych spotkań stawiał ferajnie procentowy poczęstunek. A ferajna, jak to ferajna – w stanie wysokiej wesołości wypaplała milicjantowi różne swoje mniej lub bardziej ciemne interesy.

W ten sposób, jeden po drugim lądował w odosobnieniu na Kurkowej w Gdańsku.

A podstępny milicjant? Zginął, jak wychodził ze znanej ówcześnie oliwskiej knajpy pod nazwą „Kameleon”. Różnie o tej sytuacji szeptano w Starej Oliwie a pamiętając czasy stalinowskie bano się tzw. „szeptanej propagandy“, za którą ówcześnie lądowało się w więzieniu.

Dzisiaj gdy przejeżdżam czasami ulicą Kwietną jako turysta z dzikiego Zachodu, to mam wrażenie, że nic tu się nie dzieje „sportowo“.

Może się mylę?

Bogdan Gołuński

Hamburg

Ostatnia edycja: 23 czerwca, 2023 o 08:41