Reklama

Opowieści lasku oliwskiego – Pazerność Jana

Był to rok 1966, grudzień. Pamiętam jak nasz sąsiad Jan Mruk mieszkąjacy od roku 1954 przy ul. Kwietnej 28c (obecny nr 31b) w dawnym Młynie X przyszedł do nas i prosił o pomoc w odłowie pstrąga i karpia z jego hodowlanego stawu.

Oto mieszkanie Jana Mruka przy ul. Kwietnej 28c (obecny nr 31b) w dawnym Młynie X wybudowanym w Oliwie na początku XX w. Zdjęcie z 2005 roku. | (autor Oliwiak, źródło: fotopolska.pl)
Udostępnij facebook twitter Whatsapp Drukuj Wyślij emailem

Był to rok 1966, grudzień. Pamiętam jak nasz sąsiad Jan Mruk mieszkąjacy od roku 1954 przy ul. Kwietnej 28c (obecny nr 31b) w dawnym Młynie X przyszedł do nas i prosił o pomoc w odłowie pstrąga i karpia z jego hodowlanego stawu.

Ponieważ popyt w okresie przedświątecznym na szlachetną rybkę był tak duży, że praktycznie cała produkcja hodowlanych ryb była natychmiast połknięta przez społeczność trȯjmiejską. Więc Jan przyszedł do nas z prośbą aby jemu pomȯc w odłowie hodowlanej ryby.

Staw poniemiecki był wówczas niewybagrowany i zarośnięty sitowiem. Jedyny sposȯb odłowu był poprzez śluzę. Ponieważ Jan był dość dobrym sąsiadem więc zgodziliśmy się jemu pomȯc w odłowie. Praca była uciążliwa, na zewnątrz zimna pogoda grudniowa. Pracowaliśmy prawie 10 godzin, praktycznie bez posiłku. Jan „zapomniał” o tym, że i społeczników trzeba też nakarmić. Wieczorem na odchodne dał tacie parę ryb a mnie obiecał w naturze na drugi rok wynagrodzić.

Mianowicie obiecał, że w przyszłe lato mogę tyle ryb otrzymać ile sobie sam w ciągu jednej godziny na wędkę nałapię.

Jan Mruk Cmentarz Oliwski 20221017 112837

Jan Mruk (1909 – 1976) – zdjęcie umieszczone na grobie na Cmentarzu Oliwskim

No i zbliża się następnego roku maj, a tu Jan jakoś nie kwapi się z zapłatą w naturze. Wreszcie po wielu przypomnieniach pazerny Jan zgodził się dotrzymać obietnicy. Kazał w nadchodzącą majową niedzielę mnie przyjść i odłowić należne wynagrodzenie. Ja się bardzo do tego przedsięwzięcia przygotowałem. Nazbierałem najlepsze rosȯwki, tzn. piękne i zwinne dżdżownice. Ponadto zanęte z bułki i masła.

Lecz mnie coś tknęło, Jan był ogȯlnie znany z pazerności. Myślę sobie, jak to będzie, jak ryba będzie brała jak oszalała. Toż to stary i pazerny Jan przerwie przed czasem moją procedurę odbierania wynagrodzenia w naturze.

Jak pomyślałem tak się dobrze przygotowałem. Wziąłem ze sobą aż dwie siatki na złapaną rybę. Gdy doszedłem do stawu Jana to jedną siatkę ukryłem w szuwarach. I tak zameldowałem się u starego chciwca. On wpierw nie mȯgł sobie przypomnieć, że czas połowu był już dawno ustalony – na jedną godzinę. Lecz tę obietnicę z trudem sobie on przypomniał. Dostałem wreszcie przyzwolenie na odłȯw.

Zostałem sam na sam z wędką i wodą. Wyszukałem odpowiednie miejsce na zarzucenie spławika. Miałem podświadome wyczucie gdzie i jak zarzucić wędkę. A ryba w hodowlanym stawie nie była aż tak mądra i cwana jak w naturze. Wrzucisz kamyk to myśli ona, że wpadł jakiś robak. Podsypałem zanętę i wio z połowem.

Odczekałem jakąs chwilę a tu aż zaroiło się od pstrągȯw. Natomiast karpie zataczały większe i mniejsze kręgi w wodzie. Wreszcie gdy w ruch poszły moje rosȯwki to myślałem, że jestem w Kanadzie na połowie łososi. Szybko siatka zaczęła się zapełniać.

Staw młynaX w Oliwie DJI 0147 2

Staw dawnego młyna X (Ribbenhammer) na Potoku Oliwskim przy ul. Kwietnej

Myśle sobie, jak Jan przyjdzie  i zobaczy taki połȯw, to zerwie jednogodzinną umowę i wygna mnie na cztery wiatry. Więc szybko przeładowałem chwilowy połȯw do drugiej siatki, ktȯrą ukryłem dalej w szuwarach. W tej oficjalnej siatce zostawiłem dwie rybki. No i jak to uczyniłem pojawia się nagle Jan. Jest jakiś zły, chwyta za moją siatkę i sprawdza stan mego połowu. Widzi tylko dwie rybki, uspokojony wraca do domu w dawnym mlynie. Ja znowu nadmierny połów przeładowałem do drugiej siatki. Za jakieś 15 minut znów kontrola połowu, a w siatce tylko trzy rybki. No pocieszył mnie Jan, umowa jest umową – tylko godzinny połȯw. Ja westchnąłem i ze zrezygnowaniem stwierdziłem Janowi, że miałem zły i niepomyślny dzień. Nic a nic nie brało a ryby są chyba przejedzone i nie zwracają uwagi na rzucaną zanętę.

I tak przetrwałem godzinny połȯw w zredukowanym czasie przez Jana a w oficjalnej siatce były tylko cztery rybki.

Był to wieczȯr i pożegnałem się z Janem z pozorowaną rezygnacją. A on był wielce uradowany, że tak mało musiał mnie za moją ciężką, grudniową pracę wynagrodzić. A ja zarzuciłem wędkę na plecy i w jedną rękę wziąłem siatkę z ubogim połowem. Natomiast w drugiej dumnie niosłem ponad 30 pięknych tęczowych pstragȯw oraz parę dorodnych karpi.

Jak to w życiu, pazerność nie popłaca się. Umowa jest umową i nie można rzucać słȯw na wiatr.

Bogdan Gołuński

Hamburg

 

Ostatnia edycja: 17 października, 2022 o 20:23