Reklama

Wspomnienia przy ul. Kwietnej

Wspomnienia opublikowane przez Christkind na oliwskiej części Forum Danzig Gdańsk.
Tytuł oryginalny: Erinnerungen an die Rosengasse in Oliva – Wspomnienia przy Różanej uliczce w Oliwie.

Wspomnienia opublikowane przez Christkind na oliwskiej części Forum Danzig Gdańsk.
Tytuł oryginalny: Erinnerungen an die Rosengasse in Oliva - Wspomnienia przy Różanej uliczce w Oliwie.

oliva_-_rosengasse
Rosengasse in Oliva - ul. Kwietna w Oliwie

Wiosna 1945.

Ukrywaliśmy się w lasach. Nie wiedziałem czemu, pewnie dlatego, że byłem wtedy małym dzieckiem. Dzieckiem, które zawsze czuło bliskość matki. Do tamtego momentu było wszystko pięknie.

Miałem rodzeństwo, tatę i mamę. Ojciec nie był na wojnie, ponieważ był chory. Nie zauważyłem tego, ale także nie wiedziałem, że inni ojcowie byli na wojnie. Więc cieszyłem się kiedy w każdą niedzielę jechaliśmy do dziadków do Tczewa. Albo nad morze lub do Renuszewa. Albo bawiłem się przed domem na ulicy Rzeźnickiej z moją najukochańszą przyjaciółką ?Myszką?. Pewnego razu pobiegłem całkiem sam na róg najbliższej ulicy. Tam był spory ruch uliczny, więc szybko uciekłem. Mama nie chciała, bym oddalał się zbyt daleko od domu.

Moja babcia mieszkała razem z nami. Czasami ktoś przychodził do niej w odwiedziny. Na przykład ciocia Paulina, która mieszkała wyżej. Siadała na krześle blisko drzwi, plotkowała chwilkę a potem szła znowu dalej.
Ot, starsze panie w swoich ciemnych spódnicach. A może była to peleryna?
Ciocia Paulina zawsze dużo opowiadała mi o aniołach w niebie.

Teraz wszystko było takie inne. My dzieci zerwaliśmy się ze snu, ponieważ znowu był alarm lotniczy. Wtedy wszyscy szybko ruszali z miejsca. Duzi, mali zbiegali na dół do piwnicy (schronu). 
Musiałem ten czas dobrze przespać, ponieważ nie wiem o tym nic więcej. Pewnego razu wszyscy mieszkańcy domu siedzieli ściśnięci w strachu w pomieszczeniu gościnnym (pokoju). Rosjanie idą! Ten wrzask kobiet mam jeszcze w uszach. W poszarpanych sukienkach wracały potem z innego pomieszczenia.

Gdy byliśmy w naszym mieszkaniu, przychodzili ciągle Rosjanie: Uri ! Uri dawaj..
Wtedy przyszedł rosyjski żołnierz lub oficer i poradził moim rodzicom, aby natychmiast wyjechali z miasta i się ukryli, ponieważ będzie jeszcze gorzej. I wtedy przyszło nam spać jedną lub dwie noce w lesie w Świętym Wojciechu.

To była prześliczna noc, było całkiem jasne niebo, a gwiazdy błyszczały. I niebo stało się ognisto - czerwone. Płonął Gdańsk. Dorośli, których było więcej, strasznie płakali.

Kiedy znowu przyszliśmy w ciągu dnia na ulicę Rzeźnicką, naszego domu numer 37 już nie było.
Niczego nie było? Cuchnęło niesamowicie. Sąsiednie domy stały, ale były opuszczone. Weszliśmy do jednego z nich. Wszystko rozgrzebane, rozrzucone ? Weszliśmy do domu na rogu, gdzie swój zakład miał fryzjer Schimmelpfennig. Nie chciałem tam wchodzić, ponieważ w sieni leżały zwłoki. Były one nakryte jasnoniebieską, pikowaną kołdrą.

Nie mogliśmy zostać w mieście, ponieważ zupełnie nie czuliśmy się tu bezpieczni. Musieliśmy uciekać. Poszliśmy piechotą do Oliwy. Na ulicy Różanej były ogrody i solidne altany. Także tutaj wszystko było opuszczone przez mieszkańców. 
Postanowiliśmy zostać tu na lato. Nie wakacyjnie, ponieważ codzienna walka o pożywienie była bardzo ciężka. Zachorowaliśmy na tyfus, jedno po drugim. Mój brat miał tak ciężkie krwawienie z nosa, że moja matka płakała ze strachu o niego. Potem choroba dopadła ją samą.
Prawdopodobnie zadbały o nią wówczas zakonnice z klasztoru. One również bardzo ucierpiały w czasie wkroczenia Rosjan. Mimo to trwały przy swoich chorych i zmaltretowanych podopiecznych.

Wspomnienie ich cierpienia? czy istnieje coś takiego?

W końcu przyszło wezwanie. Musieliśmy wybrać: zostać, czy wyjechać z Polski. Moja matka chętnie by została, ponieważ jej rodzice i rodzeństwo byli w Tczewie. Jednak ojciec nie chciał i wkrótce potem w bydlęcym wagonie zostaliśmy przetransportowani na zachód.

Ponieważ mój ojciec zmarł w 1947 roku nie zobaczył ponownie swojej ?małej ojczyzny?.
Moja matka jeszcze raz odwiedziła Tczew, jednak nasza babcia już nie żyła.

I znów jestem tu, w Gdańsku. Idę też do Oliwy.
Uliczka Kwietna.

To są moje wspomnienia w rozrzuconych kawałkach, jednak nie są one całkiem bez składu.
W ciągu życia znalazłem odpowiedź na wiele z moich pytań, lecz nie na wszystkie?

Christkind

4 lipca 2009

Tłumaczenie: Stella Wawrzyniak / Radosław Zaczykiewicz

 

|

Wspomnienia opublikowane przez Christkind na oliwskiej części Forum Danzig Gdańsk.
Tytuł oryginalny: Erinnerungen an die Rosengasse in Oliva - Wspomnienia przy Różanej uliczce w Oliwie.

Udostępnij facebook twitter Whatsapp Drukuj Wyślij emailem

Wspomnienia opublikowane przez Christkind na oliwskiej części Forum Danzig Gdańsk.
Tytuł oryginalny: Erinnerungen an die Rosengasse in Oliva – Wspomnienia przy Różanej uliczce w Oliwie.

oliva_-_rosengasse
Rosengasse in Oliva – ul. Kwietna w Oliwie

Wiosna 1945.

Ukrywaliśmy się w lasach. Nie wiedziałem czemu, pewnie dlatego, że byłem wtedy małym dzieckiem. Dzieckiem, które zawsze czuło bliskość matki. Do tamtego momentu było wszystko pięknie.

Miałem rodzeństwo, tatę i mamę. Ojciec nie był na wojnie, ponieważ był chory. Nie zauważyłem tego, ale także nie wiedziałem, że inni ojcowie byli na wojnie. Więc cieszyłem się kiedy w każdą niedzielę jechaliśmy do dziadków do Tczewa. Albo nad morze lub do Renuszewa. Albo bawiłem się przed domem na ulicy Rzeźnickiej z moją najukochańszą przyjaciółką ?Myszką?. Pewnego razu pobiegłem całkiem sam na róg najbliższej ulicy. Tam był spory ruch uliczny, więc szybko uciekłem. Mama nie chciała, bym oddalał się zbyt daleko od domu.

Moja babcia mieszkała razem z nami. Czasami ktoś przychodził do niej w odwiedziny. Na przykład ciocia Paulina, która mieszkała wyżej. Siadała na krześle blisko drzwi, plotkowała chwilkę a potem szła znowu dalej.
Ot, starsze panie w swoich ciemnych spódnicach. A może była to peleryna?
Ciocia Paulina zawsze dużo opowiadała mi o aniołach w niebie.

Teraz wszystko było takie inne. My dzieci zerwaliśmy się ze snu, ponieważ znowu był alarm lotniczy. Wtedy wszyscy szybko ruszali z miejsca. Duzi, mali zbiegali na dół do piwnicy (schronu). 
Musiałem ten czas dobrze przespać, ponieważ nie wiem o tym nic więcej. Pewnego razu wszyscy mieszkańcy domu siedzieli ściśnięci w strachu w pomieszczeniu gościnnym (pokoju). Rosjanie idą! Ten wrzask kobiet mam jeszcze w uszach. W poszarpanych sukienkach wracały potem z innego pomieszczenia.

Gdy byliśmy w naszym mieszkaniu, przychodzili ciągle Rosjanie: Uri ! Uri dawaj..
Wtedy przyszedł rosyjski żołnierz lub oficer i poradził moim rodzicom, aby natychmiast wyjechali z miasta i się ukryli, ponieważ będzie jeszcze gorzej. I wtedy przyszło nam spać jedną lub dwie noce w lesie w Świętym Wojciechu.

To była prześliczna noc, było całkiem jasne niebo, a gwiazdy błyszczały. I niebo stało się ognisto – czerwone. Płonął Gdańsk. Dorośli, których było więcej, strasznie płakali.

Kiedy znowu przyszliśmy w ciągu dnia na ulicę Rzeźnicką, naszego domu numer 37 już nie było.
Niczego nie było? Cuchnęło niesamowicie. Sąsiednie domy stały, ale były opuszczone. Weszliśmy do jednego z nich. Wszystko rozgrzebane, rozrzucone ? Weszliśmy do domu na rogu, gdzie swój zakład miał fryzjer Schimmelpfennig. Nie chciałem tam wchodzić, ponieważ w sieni leżały zwłoki. Były one nakryte jasnoniebieską, pikowaną kołdrą.

Nie mogliśmy zostać w mieście, ponieważ zupełnie nie czuliśmy się tu bezpieczni. Musieliśmy uciekać. Poszliśmy piechotą do Oliwy. Na ulicy Różanej były ogrody i solidne altany. Także tutaj wszystko było opuszczone przez mieszkańców. 
Postanowiliśmy zostać tu na lato. Nie wakacyjnie, ponieważ codzienna walka o pożywienie była bardzo ciężka. Zachorowaliśmy na tyfus, jedno po drugim. Mój brat miał tak ciężkie krwawienie z nosa, że moja matka płakała ze strachu o niego. Potem choroba dopadła ją samą.
Prawdopodobnie zadbały o nią wówczas zakonnice z klasztoru. One również bardzo ucierpiały w czasie wkroczenia Rosjan. Mimo to trwały przy swoich chorych i zmaltretowanych podopiecznych.

Wspomnienie ich cierpienia? czy istnieje coś takiego?

W końcu przyszło wezwanie. Musieliśmy wybrać: zostać, czy wyjechać z Polski. Moja matka chętnie by została, ponieważ jej rodzice i rodzeństwo byli w Tczewie. Jednak ojciec nie chciał i wkrótce potem w bydlęcym wagonie zostaliśmy przetransportowani na zachód.

Ponieważ mój ojciec zmarł w 1947 roku nie zobaczył ponownie swojej ?małej ojczyzny?.
Moja matka jeszcze raz odwiedziła Tczew, jednak nasza babcia już nie żyła.

I znów jestem tu, w Gdańsku. Idę też do Oliwy.
Uliczka Kwietna.

To są moje wspomnienia w rozrzuconych kawałkach, jednak nie są one całkiem bez składu.
W ciągu życia znalazłem odpowiedź na wiele z moich pytań, lecz nie na wszystkie?

Christkind

4 lipca 2009

Tłumaczenie: Stella Wawrzyniak / Radosław Zaczykiewicz