Reklama

Zdobycie Oliwy w 1945 roku – „Oliwskie opowiastki” Annemarie Hartrampf-Gaber

Poniżej  publikujemy wspomnienia dawnej Oliwianki zawarte w korespondencji prowadzonej z Bogdanem Gołuńskim, który podjął się również tłumaczenia. Dziękujemy za udostępnienie tych wspomnień wszystkim zainteresowanym historią Oliwy.

Dom przy Kościerskiej 1. Stan w 2011 roku. | fot. Tomasz Strug
Udostępnij facebook twitter Whatsapp Drukuj Wyślij emailem

Poniżej  publikujemy wspomnienia dawnej Oliwianki zawarte w korespondencji prowadzonej z Bogdanem Gołuńskim, który podjął się również tłumaczenia. Dziękujemy za udostępnienie tych wspomnień wszystkim zainteresowanym historią Oliwy.

Annemarie Hartrampf-Gaber urodzila sie 13 stycznia 1926 w Oliwie. Chodziła do „Czerwonej Szkoły” przy ul. Opackiej. Do 1945 roku mieszkała w domu przy ul. Kościerskiej 1. Po zakończeniu wojny, jako Niemka została zakwalifikowana do wysiedlenia i wyjechała z Oliwy w sierpniu 1945 roku. Do roku 1953 mieszkała u ciotki w Berlinie a potem została przesiedlona do Darmstadt (Niemcy Zachodnie). W czasie Stanu Wojennego w Polsce organizowała i przywoziła swoim busem paczki żywnościowe do Gdańska. Annemarie Hartrampf – Gaber w 2005 roku uczestniczyła w Oliwie zjeździe absolwentów „Czerwonej Szkoły” i odsłonięciu okolicznościowej tablicy. Zmarła w Darmstadt 21 października 2011 roku. Jej ostatnim życzeniem był pogrzeb morski. Jej prochy spoczęły w wodach Zatoki Gdańskiej (video poniżej).

 * * *

Z wielkim bólem dowiedziałem się o śmierci Annemarie Hartrampf-Gaber. Jest to dla nas wielka strata i pozostaje ONA na zawsze w naszych sercach i pamięci. Z Annemarie nawiązałem kontakt na początku 2000r i zapisałem wiele usłyszanych od NIEJ oliwskich opowieści, niestety nie wszystkie.

Chciałbym teraz jedna historie przedstawić, która Annemarie via e-mail do mnie przesłała w roku 2002.

Bogdan Gołuński

 

Darmstadt, dnia 29 października 2002r dot.: Oliwskie małe opowieści 

Szanowny Bogdanie,

Twoja informacja dotyczącą Oliwy przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Ja mieszkałam przez przeszło 18 lat przy ulicy Kościerskiej 1 (Schäfereiweg 1), moja przyjaciółka pod nr 2 ponad 20 lat, żyje ona do dziś. Pod nr 4 było boisko sportowe, pod nr 8 mieszkali jeszcze ludzie. Innych domów przy tej ulicy (tu ul. Kościerska) nie było. Dopiero aż w gospodarstwie Prochowy Młyn (Pulvermühle), tam, gdzie ja u Rosjan pracowałam, tzn. moja przyjaciółka, ja i niemieccy żołnierze, których uprzednio zaopatrzyłam w cywilne ubrania. Byli to żołnierze, którzy u nas na polach obsługiwali działa przeciwlotnicze. Amunicja do tych dział leżała w stodole. Oddział tzw szperaczy świetlnych stacjonował na lakach przed doliną Ernstthal. Żołnierze byli z Estonii, Łotwy i Rumuni, którzy byli w formacjach tzw. ochotników SS z tych krajów.

Annemarie Hartrampf Gaber Koscierska zolnierz

Żołnierz Wehrmachtu przed domem przy Kościerskiej 1 – 1940 rok

Bitwę o Owczarnię prowadzili Rosjanie głównie przy pomocy katiusz i lotnictwa. Nasz dom (Kościerska 1) był od frontu uszkodzony przez granaty i bomby lotnicze, tak ze było wiele rannych. Niemieckie oddziały pancerne stacjonowały przy ul. Czyżewskiego (Ludofinerstr.) i aż do Schmierau (Świemirowo w Sopocie – część Świemirowa położona bezpośrednio przy granicy miasta nazywana jest Stawowiem). Zabezpieczały one ewakuację rannych z przyległego lazaretu.

Od strony morza strzelał pancernik Prinz Eugen i zabezpieczał drogę ewakuacji aż do Nowego Portu (Neufahrwasser). Ja już nie pamiętam ile dni to trwało, w każdym bądź razie las w kierunku Strauchmühle (uwaga moja: dzisiejsze ZOO) był prawie całkowicie zniszczony. Łotysze, którzy mieli główną kwaterę w moim pokoju mówili, że nie ma dla nich żadnej przyszłości i nigdy nie poddadzą sie do rosyjskiej niewoli. Do naszego ogrodu spadła jeszcze 250 kg bomba, która nie wybuchła. Pozostawiła ona wielki lej, z którego najbardziej zadowolone były kaczki i gęsi, gdyż po leju powstała wielka sadzawka i to dosłownie przed naszymi drzwiami.

Komendant dział przeciwlotniczych przyszedł do nas i rozkazał nam opuścić dom, gdyż następnego dnia oddział opuści Oliwę. My w żadnym wypadku nie powinniśmy sami w domu pozostać. Nasze psy i konie zostały zastrzelone dopiero jak odjechaliśmy. Moja matka w ten sposób chciała nam zaoszczędzić bólu. W chwili minięcia Dahlmannschen Mühle (młyn oliwski ten przy Starym Rynku) wieża na Pachołku (Karlsberg) oraz most przy tym młynie zostały wysadzona. Mieszkaliśmy potem przy ul Leśnej (Jahnstr.) i w nocy przyszli Rosjanie.

Jeszcze żyją Oliwiacy, którzy mieszkali przy ul. Spacerowej (Kölnerchaussee), w hotelu Waldhäuschen i w Karlshofie. Ja zorganizowałam oliwskie spotkanie przy ul. Bergstrasse, na którym było ponad 30 krajanów z wszystkich stron.

W maju 2002r byłam przy domu przy ul. Kościerskiej 1, gdzie moje auto wraz z zawartością zostało okradzione, niestety także stare fotografie …

O samolocie, który miałby wylądować koło boiska sportowego, nic nie wiem. Lecz zasięgnę informacji u tych, którzy ówcześnie dłużej tam pozostali.

Myśmy dużo poległych żołnierzy pochowali i pozbieraliśmy odznaki rozpoznawcze (tzw. nieśmiertelniki). Nasi Kaszubi, którzy pozostali na gospodarstwie Pulvermühle, oddali te odznaki do oliwskiego klasztoru lub do sióstr zakonnych. Jeżeli chodzi o poległych, przez ostrą zimę i łagodną wiosnę było ich bardzo dużo. Natomiast gdzie Rosjanie zabrali swoich poległych, nie mogę nic powiedzieć. My musieliśmy poległych Rosjan zwozić do punktu zbiorczego przy oliwskiej poczcie, gdzie następnego dnia zostali polegli zabrani. To byłoby na dziś wystarczające i mam nadzieje, że wszyscy ludzie nie chcieliby mieć takie wspomnienia. Życzę dobrej nocy,

Annemarie Oliwianka. 

am klasa1936 Kopia

Dzieci z klasy V-1936 ze szkoły ewagelickiej w Gdańsku-Oliwie, oraz ich wychowawca: Gustav Modersitzki.

Tu możesz zobaczyć zdjęcie z opisem (niektóre imiona, nazwiska, dawne adresy)

Darmstadt, dnia 30 października 2002r dot.: Oliwskie opowiastki cz.2

Halo Bogdan,

kiedy Wy wpierw w roku 1953 przeprowadziliście się do Oliwy to już wtedy domy były w żałosnym stanie – co do 1945r tak nie było. Kiedy myśmy ponownie mogli wejść do domu, było już wszystko zniszczone. Lecz polski inspektor z Pulveremühle (moja uwaga: młyn prochowy na końcu ul. Kościerskiej) przybił już tablice na ścianie naszego domu, który oznajmiał, że w nim mieszkają już Polacy. Moja przyjaciółka i ja podjęłyśmy prace u niego na gospodarstwie i z tego powodu otrzymałyśmy wyżywienie. Bardzo chętnie chciałabym jego ponownie spotkać, lecz do tego nie doszło.

Moja matka i ciotka miały pralnie przy ul. Schäfereiweg 1 (Kościerska 1). Mieliśmy klientele przeważnie w większości gości ośrodków wypoczynkowych, którzy przebywali w sopockim kasynie i ośrodkach wypoczynku. Mieliśmy przeważnie delikatną bieliznę, jak jedwabne koszule, garderobę oraz tez kołnierzyki, mankiety, przody koszul, jakie wówczas były noszone przez ludzi z wyższych sfer. Były u nas zatrudnione 6 prasowaczki, które tylko te części garderoby prasowały. Ja jako dziecko bardzo chętnie zawoziłam gotową bieliznę do Sopotu, gdyż zawsze otrzymywałam dużo kieszonkowego. Jechałam tramwajem z przystanku Przy Rynku (AM Markt) do Jelitkowa a tam parowcem do Sopotu.

Mój wujek był w kasynie trzecim dyrektorem i każdorazowo otrzymałam tam dużą porcję lotów. Z powrotem często biegłam do domu przez Bilderweg-Karlsberg (moja uwaga: droga leśna zwana Drogą Malarzy aż do Pachołka). Ta droga istnieje jeszcze częściowo do dzisiaj.

Moja szkoła była tzw. Czerwona Szkoła (uwaga: Szkoła Podstawowa nr 23), która była usytuowana między domem zakonnic a ewangelicką plebanią. Hotel Karlshof należał do dziadków mojej przyjaciółki, która obecnie mieszka w Prenzlau. Domy przy ul. Spacerowej 5+6 należały do ciotki mojej przyjaciółki, która obecnie jeszcze mieszka w Monachium. Dome pod numerm 5 obecnie nie istnieje. W nim mieszkała Anna Anis aż do śmierci wraz z synem.

Rodzina Herbasch żyje rozproszona w BRD (tu Niemcy), lecz Magda w Bad Homburg. Jej syn żyje jeszcze w Oliwie. Jakie piękne przeżyliśmy uroczystości Króla Kurkowego (Schützenfeste) w Strauchmühle (obecnie ZOO). Zimą jeździliśmy na nartach, co robiło wielka radość naszym psom. Ja mogłabym godzinami opowiadać o dawnych czasach – jaki był wtedy piękny czas!!!

Nasi wszyscy mężczyźni nie powrócili z wojny. Moja matka została w roku 1947 w Berlinie Wschodnim przez pijanego Ruska przejechana na śmierć. Wtedy nie było w ogóle żadnych trumien. W tym celu pojechałam do Berlina Zachodniego i przywiozłam szafę (tu do pochowku).

Ja tylko życzę, aby ludzkość wreszcie nauczyła się żyć w pokoju.

Mile oliwskie pozdrowienia

Annemarie

 

 Annemarie Hartrampf Gaber zjazd absolwentów 2005

Annemarie Hartrampf-Gaber podczas zjazdu absolwentów „Czerwonej Szkoły” w 2005 roku

Erinnerungen an die Annemarie Hartrampf-Gaber, Teil I Mit großen Schmerzen erfuhr ich die Todesnachricht von Annemarie Hartrampf-Gaber. Es ist für uns ein größter Verlust und bleibt SIE für immer in unseren Herzen und Gedechnis. Ich habe mit Annemarie schon Anfang 2000 ein Kontakt aufgenommen und viele Olivsche Geschichte, leider nicht alle, gespeichert. Ich möchte eine Olivsche Geschichte, die per Email an mich im Jahre 2002 gesenden wurde.

Darmstadt, den 29. Oktober 2002 Betr.: Olivas kleine Geschichten (schreibweise direkt getippt)

Werter Bogdan, Dein Bericht über Oliva- habe ich mit großen Interesse gelesen. Ich habe im Schäfereiweg 1 über 18 Jahre gewohnt, meine Freundin in Nr. 2- über 20 Jahre, sie lebt noch, Nr. 4 war der Sportplatz, Nr. 8 leben noch Leute und mehr Häuser waren nicht. Dann kam Gut Pulvermühle wo ich bis Juli/August 1945 bei den Russen gearbeitet habe. Meine Freundin, ich und auch deutsche Soldaten, die wir mit Zivilsachen versorgt hatten, wurden hier beschäftigt. Es waren Soldaten, die bei uns auf den Feldern die Flackgeschütze bedint hatten. Die Munition lag in der Scheune. Die Scheinwerferabteilung lag auf der Wiese vor Ernstthal. Die Soldaten waren Esten, Letten, Rumänen welche damals zu den SS Freiwilligen aus diesen Ländern gehörten. Die Schlacht von Schäferei her würde hauptsächlich mit der Stalinorgel und den russ. Fligern geführt. Unser Haus wurde von den Splittergranaten oder Bomben an der Vorderfront beschädigt und es gab auch viele Verletzte. Die deutschen Panzereinheiten standen in der Ludolfinerstr. bis Schmierau und sicherten den Abtransport der Verwundeten aus dem dortigen Lazarett. Von See her schoß die Prinz Eugen um den Transport in Richtung Neufahrwasser zu schützen. Ich weiß nicht mehr wie viele Tage dies alles geschah, jedenfalls der Wald in Richtung Strauchmühle, Pulvermühle war fast zerstört. Die Letten, welche in meinem Zimmer ihr Hauptquatier hatten erzählen, für sie gäbe es keine Zukunft und in russ. Gefangenschaft würden sie niemals gehen. In unserem Garten fiel noch eine 5 Zentner Bombe als Blindgänger und so waren unsere Enten und Gänse begeistert, denn jetzt hatten sie einen Teich direkt vor der Tür. Der Kommandeur der Flack kam zu uns und befahl uns das Haus zu verlassen, da sie am nächsten Tag Oliva verlassen würden. Wir sollten auf keinen Fall alleine im Haus bleiben. Unsere Hunde und Fohlen wurden erschossen, sobald wir weg wären, meine Mutter wollte mir den Schmerz ersparen. Wir waren gerade bis zur Dahlmannschen Mühle gekommen, da wurde der Turm auf dem Karlsberg gesprengt und die Brücke zur Mühle. Wir wohnten dann in der Jahnstr. und in der Nacht kamen die Russen. Es leben auch noch Olivaer welche an der Kölnerchaussee, Waldhäuschen und Karlshof gewohnt haben. Ich hatte an der Bergstr. Ein Olivaer Treffen gemacht und es waren über 30 Landsleute von überall dabei. Im Mai bin ich direkt im Schäfereiweg, meines Auto mit allen Inhalt bestohlen worden, leider auch der Bilder die ich dabei hatte. Es gibt noch eine ganze Menge Olivaer, die sich bei jedem Danziger Treffen in eine Anwesenheitsliste eingetragen. Es sind auch noch etl. dabei, die in der Heimat geblieben sind. Von einem Flugzeug, das auf dem Sportplatz hätte landen können weiß ich nichts, kann mich aber bei Denen, die auch noch länger dort waren, erkundigen. Wir haben viele Soldaten begraben und die Erkennungsmarken gesammelt und unsere Kaschuben, die auf dem Gut Pulvermühle blieben, haben sie im Kloster oder den Grauen Schwestern gegeben. Was die Toten überhaupt betrifft, es waren durch den strengen Winter und dann dem milden Frühjahr so wiele Menschen und wo die Russen ihre Toten alle hingebracht haben, kann ich auch nicht sagen. Wir mußten sie in der heutigen Post am Markt sammeln und am nächsten Tag waren sie weg. Dies mag für heute genug sein und ich hoffe sehr alle Menschen mögen niemals solche Erinnerungen haben.

Ich wünsche eine gute Nacht Annemarie 

 273580000 466621495111450 7664663915154109341 n

die Olivsche Erinnerungen an die Annemarie Hartrampf-Gaber, Teil II Darmstadt, den 30. Oktober 2002 Betr.: Olivas kleine Geschichten (schreibweise direkt getippt)

Hallo Bogdan, wenn Ihr erst 1953 nach Oliva gezogen seid, dann sahen die Häuser schon sehr verfallen aus … was bis 1945 noch nicht war. Als wir wieder ins Haus durften, war vieles zerstört, aber der polnische Inspektor aus Pulvermühle hat uns ein Schild ans Haus genagelt, welches bedeutete, daß hier Polen wohnen. Meine Freundin und ich sind dann bei ihm auf dem Gut arbeiten gegangen und bekamen dort auch zu essen. Gerne hätte ich ihn wieder gefunden, was leider nicht der Fall war. Meine Mutter und Tante hatten dort am Schäffereiweg 1 Wäscherei, doch wir hatten als Kundschaft fast alles Kurgäste, welche im Zoppoter Kasino und Kurhaus als Gäste kamen.

Annemarie Hartrampf Gaber tuta

Annemarie Hartrampf podczas uroczystości wstąpienia do pierwszej klasy w Czerwonej Szkole (SP23) rocznik 1931/32.

Wir hatten also hauptsächlich Feinwäsche wie seidene Oberhemden, Kleider und auch noch Kragen, Manschetten, Hemdbrüste wie sie damals von den feinen Leuten getragen wurden. Es waren 6 Plätterinen nur für diese steifen Dinge beschäftig. Ich brachte als Kind gerne die Wäsche nach Zoppot, denn es gab immer viel Trinkgeld. Ich fuhr vom Am Markt mit der Straßenbahn nach Glettkau und dort mit dem Dampfer nach Zoppot. Mein Onkel war im Kasino 3. Direktor und so bekam ich jedesmal ein großes Eis. Zurück bin ich oft über den Bilderweg-Karlsberg nach Hause gelaufen. Diesen Weg gibt es teilweise heute noch.!!!

Meine Schule war die Rote ev. zwischen den Grauen Schwestern und ev. Pfarrhaus. Das Hotel Karlshof gehörte den Großeltern neiner Freundin die in Prenzlau lebt. Köllner Chaussee 5+6 gehörte der Tante meiner Freundin, welche noch in München lebt, die Kate 5 steht nicht mehr, dort lebte Anna Anis mit ihrem Sohn bis zu ihrem Tode. Fam. Herbasch lebten verstreut in BRD, doch Magda hier in Bad Homburg. Ihr Sohn lebt noch in Oliva. Was für schöne Schützenfeste haben wir in Strauchmühle erlebt.?!? Im Winter sind wir Ski gelaufen, was unseren Hunden viel Spaß machte. So könnte ich Dir stundenlang aus damaligen Zeit erzählen, es war eine wunderbare Zeit!!! Unsere Männer sind alle nicht aus dem Krieg gekommen und meine Mutter wurde 1947 in Ostberlin von den Russen tödlich überfahren. Auch damals gab es keine Särge, sodaß ich nach West Berlin gehen mußte um einen Kleiderschrank hierfür zu holen.

Ich wünsche nur, daß die Menschheit endlich lernt in Frieden zu leben.

Liebe Olivsche Grüße Annemarie AW: Erinnerungen an die Annemarie Hartrampf-Gaber

 

 

 

 

 

 

Ostatnia edycja: 12 lutego, 2022 o 08:00